- RASENGAN! – dobrze znany jej głos rozległ się po
całej okolicy. Uchyliła lekko powieki próbując dostrzec cokolwiek lecz unoszący
się teraz wokół dym stanowczo utrudnił jej tę czynność.
Cholera… pomyślała w duchu, nie mogąc
wykrztusić z siebie ani słowa. Czuła, że z każdą sekundą trucizna bardziej
rozchodzi się po jej ciele tym samym utrudniając oddychanie, widzenie obrazów
oraz powodując niewyobrażalny ból każdej kończyny i narządu wewnętrznego. Mimo
tych wszystkich nieprzyjemności jakie w tej chwili odczuwała, starała się
odszukać wzrokiem swojego małego przyjaciela. W końcu ujrzała tuż przed sobą
jego pyszczek oraz zaszklone oczy, które wpatrywały się w nią smutno. Na ten
widok serce ją ścisnęło lecz po chwili wykrzywiła swoje usta w coś co
prawdopodobnie miało być uśmiechem. Całe
szczęście, że jesteś bezpieczny… przemknęło jej przez myśl, ponieważ
wypowiedzieć tych słów nie była w stanie. Mimo niesamowitego bólu, który
odczuwała w tym momencie, mimo tego, że są to prawdopodobnie jej ostatnie chwile,
po jej sercu rozeszła się fala ciepła i spokoju na widok pieska całego i
zdrowego. Wokół wszystko zrobiło się ciemne… Dziękuje Naruto, pomyślała po
czym jej głowa bezwładnie opadła na ziemię. Nie dochodziło już do niej szczekanie
i skomlenie małego Hidekiego, już nic nie była w stanie dostrzec, usłyszeć…
- Draniu…- rozwścieczony blondyn wyłonił się z kłębów
dymu. Spojrzał w dół gdzie leżała rozwalona lalka, w której ukrywał się
wcześniej Sasori. – Wyłaź ! – dodał jeszcze bardziej podniesionym tonem.
Napotkał wzrokiem nieprzytomną i wręcz zmasakrowaną przyjaciółkę, do której
podbiegła już Sakura i rozpoczęła leczenie. Kakashi wraz z Yamato także kątem
oka spojrzeli na dziewczynę po czym zaatakowali
postać kryjącą się za drzewem.
Naruto podszedł bliżej niej, całe jego ciało drżało a
twarz wyrażała pewne niedowierzanie. Spojrzał na Sakurę, która oblewała się
potem, a w jej oczach dostrzegł… łzy? To jeszcze bardziej sprawiło, że w środku
zaczął wariować. Jego serce przyspieszyło znaczniej kiedy zmierzył jej
poparzoną nogę, a następnie jej puste, poszarzałe otwarte oczy, w których nie
było już widać tego charakterystycznego błysku. Niedowierzał w to co dane było
mu oglądać w tej chwili.
- Sakura-chan…- zaczął niepewnie obawiając się jednak
tego co może zaraz usłyszeć. Otworzył szerzej oczy kiedy napotkał zalane łzami
lecz wyrażające determinację zielone tęczówki przyjaciółki.
- Idź, Naruto – powiedziała szlochając- ja się nią
zajmę, dam z siebie wszystko, a ty idź… proszę Cię! Odegraj się za nią!! –
wykrzyczała wręcz zalewając się kolejnym potokiem łez i tym samym nasilając
zieloną poświatę nad ciałem czarnowłosej. Uzumaki pomachał jej twierdząco głową
, spojrzał jeszcze raz na nieprzytomną twarz Nakaze po czym zacisnął pięści
najmocniej jak potrafił.
- Obiecuje…- wycedził przez zęby a następnie dołączył
do walczących Jouninów. – Nie daruję CI tego!! – wykrzyczał tworząc przy tym
klona i znajdując się tuż przy przeciwniku trafił go rasenganem. To ciało
jednak okazało się kolejną nieprawdziwą skorupą. Rozwścieczyło to go jeszcze
bardziej i spowodowało, że powoli zaczął tracić nad sobą kontrolę. Jego
błękitne zazwyczaj tęczówki zmieniły swój kolor na krwisto czerwony, z których
biły obłęd i szaleństwo. Zza jego pleców wyłoniła się kolejna sylwetka tym
razem młodego mężczyzny w czerwonych włosach.
- Te oczy, ta wściekłość… Nie ma wątpliwości, jesteś
jinchuuriki – słusznie zauważył Sasori po czym wyciągnął jeden ze swoich zwoi, a po
odpieczętowaniu pojawiło się sto kukieł, które rzuciły się na trójkę shinobi.
- Uważajcie, ich ostrza prawdopodobnie są zatrute-
ostrzegł towarzyszy Hatake, a następnie wyciągnął kunai i począł rozprawiać się
kolejno z nadmiarem przeciwników. Rozpętała się istna wojna pomiędzy nimi. Aż
ciężko pomyśleć, że jedna osoba walczyła na równi z dwójką shinobi należących
niegdyś do ANBU wioski oraz jinchuuriki kyubiego dając sobie z nimi doskonale
radę. Aż strach pomyśleć co przeżywała tutaj ta biedna dziewczyna, która teraz
walczy o życie. Najgorsze jednak w ich przeciwniku było to, że które ciało by
nie zniszczyli on i tak zaraz pojawiał się w kolejnym. Coś tu jest nie tak… zastanawiał się Hatake. Nagle coś go olśniło,
jak mogli przeoczyć tak istotną rzecz? Zawołał szybko do siebie Naruto i
powiedział mu na ucho to czego się doszukał.
- Rozumiem- odpowiedział mu po chwili pewnie chłopak – Tak jak mówiłem,
zapłacisz mi za to. – skulił swoją głowę wbijając wzrok w ziemię.
– Kakashi-sensei
, kapitanie Yamato ! Osłaniajcie mnie ! – rozkazał dwójce a oni zgodnie pokiwali
głowami. Uzumaki utworzył jednego klona, który zaczął formować w jego ręce
kulistą czakrę, która urosła do bardzo sporych rozmiarów. Przemykając się pomiędzy
wszystkimi lalkami, które były niszczone przez jego towarzyszy dotarł do swojego
celu i wymierzył ostateczny cios. – OODAMA RASENGAN! – krzyknął, a
ogromna kula czakry wbiła się w klatkę piersiową jednej z kukieł, w której
znajdował się rdzeń należący do prawdziwego Sasoriego. Wielka fala uderzeniowa
i światło rozeszło się po najbliższej okolicy. Kiedy na powrót powróciła
widoczność wszystkie pozostałe lalki opadły bezwładnie co było znakiem , że
Konoha odniosła niepodważalne zwycięstwo. Jednak to nie był czas na uśmiechy bądź
wiwaty. Cała trójka szybko podbiegła do medyczki udzielającej pomocy
czarnowłosej.
- Sakura-chan, co z nią? – zapytał niepewnie Naruto
- Nie wiem – odpowiedziała cicho powodując
dezorientację na twarzach swoich przyjaciół.
- Jak to nie wiesz? – podniósł trochę swój ton
denerwując się to sytuacją. – Przecież jesteś medykiem, powinnaś wiedzieć… -
przerwała mu ręka jego nauczyciela, którą próbował powstrzymać Uzumakiego przed
dokończeniem wypowiedzi. Naruto popatrzył na niego zaskoczony.
- Kakashi-sensei…
- Żyje? – zapytał prosto z mostu zamaskowany jounin
swoją uczennicę. Ta zacisnęła powieki powstrzymując znów napływające do jej
oczu łzy lecz po chwili nabrała powietrza do ust i uspokoiła się.
- Żyje – odpowiedziała po chwili ciszy. Wszyscy
odetchnęli z ulgą. – Jednak jej stan jest bardzo poważny, nie mogę usunąć
trucizny tradycyjnym antidotum. Nie mam
pod ręką też potrzebnych rzeczy do wykonania zabiegu. Aby zrobić nowe antidotum
musiałabym mieć pod ręką laboratorium. Nie wiem ile wytrzyma, ale naszą jedyną
szansą jest powrót do wioski i natychmiastowa interwencja mojej mistrzyni. – wypowiedziała to wszystko jednym tchem i oczekiwała
reakcji pozostałych. Ku jej zdziwieniu blondyn podbiegł szybko i zarzucił sobie
czarnowłosą na plecy. Haruno popatrzyła na niego pytająco.
- Co się tak patrzysz Sakura-chan? – zapytał i uśmiechnął się lekko
w jej stronę- Kto jak kto , ale Harumi jest twarda! Jest nawet nieraz bardziej
przerażająca od ciebie, nie ma mowy, żeby jakaś trucizna ją zabiła! Przecież
nie będziemy czekać tutaj na jej pewną śmierć, śpieszmy się i wróćmy do wioski
! – Na jego słowa dziewczyna jakby odzyskała wiarę, otarła swoje mokre policzki
i wzięła psiaka na ręce po czym wszyscy wspólnie biegiem ruszyli do Konohy. Trzymaj się… Powtarzał ciągle w myślach.
Nie dopuszczał do siebie innego scenariuszu poza tym, że wszystko się ułoży.
Tymczasem u Deidary
- Ał, Ał, Ał – podniósł się z ziemi i złapał się za
obolałą głowę. – Ta dziewczyna… zapłaci mi za to, mmm! – powtarzał sam do
siebie. Cholera… popatrzył na
krwawiącą połowę ramienia. Odcięła mu prawie całą rękę, świetnie. Powolnym krokiem skierował się w miejsce gdzie
jeszcze niedawno toczyła się walka. Tam zastał widok, który nieco go
zdziwił. Podszedł do martwego ciała członka Akatsuki i zaśmiał się głośno.
- Sasori-sama, dałeś się pokonać. Nie miałeś pojęcia o
prawdziwej sztuce, więc skończyłeś jak skończyłeś. – mówił do nieżywego co
wyglądało nieco komicznie. Uśmiechnięty zrobił kilka kroków w przód.- Gdybyś
użył wybuchu to zapewne byś to wygrał. Nie przejmuj się , s pomszczę
Cie swoją sztuką – powiedział na odchodne po czym skierował się w stronę tylko sobie znaną.
***
Dosłownie wpadł z dziewczyną do budynku szpitalnego.
Na ich szczęście Tsunade wraz z Shizune właśnie stała w recepcji sprawdzając jakieś
dokumenty. Kiedy zauważyła nieprzytomną dziewczynę od razu podbiegła w ich
stronę i o nic nie pytając ściągnęła ją z pleców blondyna i zaczęła badać. W międzyczasie
Sakura streściła jej wszystko i opisała czego próbowała użyć do jej wyleczenia. W jednej chwili oczy ślimaczej księżniczki rozszerzyły się.
- Shizune! – krzyknęła podenerwowana – Zabieramy ją na
salę operacyjną, natychmiast! – kiedy to powiedziała wszyscy poderwali się i
zaczęli wypytywać o stan ich przyjaciółki.
- Musimy się spieszyć, bądźcie dobrej myśli. – Tylko tyle
w tej chwili Hokage zdołała im powiedzieć. – Sakura, odpocznij i zostaw to mnie
i Shizune. – posłała w stronę różowowłosej lekki uśmiech i nie marnując już dłużej czasu
pognała wraz z pacjentką i asystentką na salę operacyjną.
- Kakashi-sensei, kapitanie Yamato – zagadała do nich
zdołowana Haruno – powinniście opatrzyć swoje rany – odwróciła się i zawołała
pielęgniarkę, która natychmiast zjawiła się tuż obok nich i mimo sprzeciwów
dwójki ninja zabrała ich do jednego z gabinetów lekarskich.
- Sakura-chan, gdzie jest ta sala operacyjna? –
zapytał jej nagle Uzumaki na co ta podskoczyła aż ze zdziwienia.
- Naruto, nie możesz tam wejść! – podniosła na niego
głos.
- Wiem, ale chyba jest tam jakaś poczekalnia, prawda? –
zapytał lekko poirytowany zachowaniem dziewczyny. Widać, że zrobiło jej się
dosyć głupio, bo przeprosiła go i zaprowadziła w miejsce, do którego chciał
iść. Usiedli na krzesłach i co rusz rzucali spojrzenie małemu światełku, które
mówiło im czy operacja trwa, czy też się zakończyła w nadziei, że zmieni swój kolor
jak najprędzej. Między nimi panowała cisza, której różowo włosa o dziwo nie
mogła znieść. Zazwyczaj to była obsypywana przez niego pytaniami bądź różnego
typu propozycjami albo po prostu śmiali się razem i rozmawiali o wszystkim, a
teraz? Teraz ta cisza… Obserwowała każdy jego ruch. Mogła spokojnie ocenić, że
bardzo się stresował, ponieważ nie mógł usiedzieć w miejscu. Albo się wiercił
na krześle albo nerwowo „bawił” palcami. Na jej twarz wkradł się smutek, nie
wiedziała czemu akurat teraz tak się czuje.
- Jest dla Ciebie aż tak bardzo ważna? – wypaliła nagle,
po tych słowach złapała się za usta zdając sobie z sprawę, że właśnie myślała ,
jak to się mówi, na głośno.
- aa..a - odpowiedział jej lekko zdziwiony tym
pytaniem. W końcu to było oczywiste, że jest dla niego ważna, przecież są
przyjaciółmi. – Skąd takie pytanie,
Sakura-chan?
- Nie, nie ważne, przepraszam. Po prostu pomyślałam,
że przecież nie znacie się aż tak bardzo długo i zazwyczaj się kłócicie… -
zaczęła się tłumaczyć- a teraz widać, że bardzo się martwisz- dokończyła.
- Masz rację – przyznał Uzumaki – Znamy się krótko,
często się sprzeczamy- na samą myśl na jego twarzy pojawił się blady uśmiech –
Ale mimo wszystko w tak krótkim czasie trochę razem przeżyliśmy i
zaprzyjaźniliśmy się dlatego to wiadome, że martwię się o nią tak jak o każdego
swojego cennego nakama – mówiąc te słowa wyszczerzył swoje zęby co wywołało
uśmiech także i u Haruno. Ich rozmowę przerwały otwierające się na oścież drzwi
i wychodząca z nich ślimacza księzniczka. Spojrzeli na nią wyczekując
natychmiastowej informacji. Podeszła kilka kroków w ich stronę tupiąc przy tym
swoimi obcasami, których dźwięk rozchodził się po całym korytarzu. Napięcie teraz
sięgało zenitu lecz opadło w chwili kiedy Hokage uniosła kąciki swoich ust ku
górze i zachichotała słodko.
- Operacja się udała, jej życiu nie grozi
niebezpieczeństwo – na te słowa dwójka nastolatków odetchnęła z ulgą i
uśmiechnęła szeroko. „ Yatta! „ krzyknęli obydwoje. Ślimacza księżniczka jednak
nakazała im powrót do domów i odpoczynek ze względu na to, że i tak nie można
było odwiedzać dzisiaj dziewczyny. Postanowili więc przyjść jutro i ruszyli w
stronę swoich domów.
Kiedy uchylił swoje powieki od razu zerwał się na
równe nogi. Pobiegł do łazienki i po umyciu się zjadł lekkie śniadanie. Nie
czekając długo wybiegł ze swojego mieszkania i skierował się w stronę sklepu
rodziny Yamanaka gdzie zastał rzecz jasna Ino.
- Ohayo, Naruto – przywitała się z nim miło. Wiedziała
po co przyszedł , ponieważ wczoraj wieczorem odwiedziła Sakurę, która wszystko
jej streściła.
- Proponuję Ci żonkile – zagadała do niego i sięgnęła po
kwiat. Uzumaki uśmiechnął się do niej szeroko i podziękował za pomoc po czym
zapłacił i pobiegł w stronę szpitala. Chciał ją już zobaczyć, całą i zdrową, pośmiać
się, pozaczepiać, pokłócić… W końcu dosyć dawno się nie widzieli. Chciał ją
wypytać o jej podróż, co się działo zanim została zaatakowana. W recepcji zauważył
swoją przyjaciółkę z drużyny, która stała z małym Hidekim na rękach.
- Naruto! – zawołała z wymalowanym na twarzy
uśmiechem. – Dobrze, że Cie widzę! Właśnie miałam iść do Harumi, ale
jestem potrzebna tutaj, mógłbyś wziąć ze
sobą Hidekiego? Pewnie chciałaby się z nim zobaczyć.
- Pewnie – odebrał od niej futrzaka i skierował w
stronę schodów na piętro. Haruno popatrzyła na rękę blondyna, w której widniał
kwiat. Zdziwiła się na początku i nie dowierzała w to co widzi. Ten Naruto
kupił komuś kwiatka? W dodatku żonkila, który najbardziej lubiła. Uśmiechnęła
się delikatnie ale i smutno. Czyżby była zazdrosna? Pomachała energicznie głową
i odpędziła te niedorzeczne myśli po czym zajęła się na powrót pacjentami.
Otworzył drzwi sali i spojrzał na łóżko przy oknie.
Pierwszym co zauważył to odwrócona do niego tyłem czarna czupryna dziewczyny,
która wpatrywała się w świat zewnętrzny i zdawała się nie zauważać wszystkiego
co działo się wokół.
- Ekhm – odkaszlnął teatralnie na co wybita ze swoich
zamyśleń dziewczyna odwróciła szybko głowę w jego stronę. Wpatrywali się w
siebie chwilę po czym twarz dziewczyny rozpromieniła się nieznacznie. Na widok
tej dwójki wyszczerzyła się od ucha do ucha pokazując tym samym rząd białych i
równych zębów.
- Hideki! – krzyknęła , a pies zeskoczył z blondyna i
rzucił się na łóżko dziewczyny wtulając w nią i merdając pociesznie ogonkiem. Ona także nie kryła swojej radości i wzruszenia. Pozwoliła aby kilka łez szczęścia
wypłynęło z jej oczu. Chłopak wpatrywał się w tą przepiękną scenę zauroczony.
- Naruto – wyszeptała i zaprosiła gestem ręki chłopaka
bliżej siebie. Kiedy był już wystarczająco blisko, aby mogła spojrzeć mu prosto
w oczy uśmiechnęła się delikatnie. – Dziękuje za uratowanie życie Hidekiemu i
oczywiście mi – powiedziała szczerze na co chłopak lekko się zarumienił.
- Nic takiego nie zrobiłem – złapał się za tył głowy
drapiąc ją i chichocząc nerwowo. Pomachała przecząco głową:
- Nie, uratowałeś nasze życia, jestem twoją
dłużniczką. Możesz mnie prosić o co chcesz. – powiedziała spokojnie.
- Dobrze – powiedział bez chwili zastanowienia – Więc moją
prośbą jest to żebyś zamieszkała na stałe w naszej wiosce – całkowicie ją to zdziwiło, jednak nie zamierzała nie dotrzymać słowa.
- Zgoda - mimo wszystko cieszyła się z własnie takiego życzenia. Jej oczy otworzyły się szerzej, a twarz przybrała buraczany kolor kiedy chłopak wręczył jej żonkila. Uniosła kąciki ust do góry i odebrała nieśmiało kwiat. ________________________
Jak obiecałam tak jest kolejny rozdział! Na początku rozdział miał wyjść nieco inaczej, no ale wyszedł jak wyszedł. Tamten pomysł, który miałam nie byłam w stanie opisać zbytnio. Wiecie nieraz jak to jest po prostu, że piszesz, piszesz i nie wiesz jak opisać to co Ci przychodzi do głowy, a zaraz bum i mówisz " a dobra to zrobię to inaczej " i tak o to powstał ten rozdział, ale jestem z niego w miarę zadowolona, chociaż nie wiem jak z błędami, bo nie chce mi się ich sprawdzać tak szczerze XD Później przeczytam i zmienię jak coś trochę :)
A teraz chciałabym wam życzyć wesołych i pogodnych świąt , a także mokrego dyngusa! Jeszcze raz wszystkiego dobrego moje mordeczki! :*
PS. dopisałam jednak dwa zdania na koniec xD