niedziela, 5 maja 2013

Rozdział 20 " Deja vu"


Kompletnie nie miała siły podnieść się z zimnej ziemi i skręcała z bólu spowodowanego pieczęcią. Co pięć minut przechodziła istne katusze. Nie mogła jednak zostać tutaj ani chwili dłużej. Jednego ma z głowy, ale co z pozostałą trójką? Nie da rady, ale teraz ma czas na ucieczkę. Przełamując ten kryzys podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła dalej coraz bardziej przyspieszając kroku. Wskoczyła na górną gałąź i znów rzuciła się w wir ucieczki. W pewnym momencie tuż za nią nastąpił wielki wybuch. Z drugiej strony pojawiła się ciemna sylwetka i skierowała z  w nią sporych rozmiarów ostrze. Pomimo trudności dziewczyna zdołała w porę odskoczyć. Niestety przeciwnik nie zamierzał odpuścić. Pojawiając się tuż za jej plecami wykonał soczysty i mocny cios, który z łatwością wbił ją w podłoże. Mimo tego znów się podniosła i odruchowo złożyła ręce chcąc wykonać technikę. Jak można się domyśleć nie odniosło to żadnego skutku i w pewnym momencie aż serce stanęło jej ze strachu. To co stało się przed chwilą było niemal identyczne do…
- Niemożliwe… - szepnęła sama do siebie. Na jej twarzy widniało teraz przerażenie. Przecież ta scena sprzed chwili, przecież dokładnie to samo śniło jej się kiedyś. Szczerze to już bardzo dawno zapomniała o tym śnie, którym bądź co bądź dość długo się zamartwiała. Jednak na jej nieszczęście, dawne, złe przeczucia się sprawdziły. Jest tutaj, ma na sobie bojowy strój, ucieka i w dodatku teraz ten atak. Wszystko się zgadza.
- Mój braciszek… Jak mogłaś zabić mojego braciszka!! – Chociaż napastnik wyglądał na dobrze zbudowanego, umięśnionego mężczyznę bardziej w typie twardziela to jego płaczliwy głos zbił ją nieco z tropu. Gdyby miała na to siłę  bez wątpienia wybuchłaby śmiechem lecz teraz nie była na to pora. Sięgnęła po kunai i już miała atakować, kiedy runęła na ziemię wskutek ponownego napadu bólu.  Cholera… Zaklęła w myślach. Akurat w takim momencie.
- GIŃ!!! – Usłyszała nad sobą. Kątem oka ujrzała zeskakującego z gałęzi w dół osiłka i nie mogąc kiwnąć nawet palcem czekała na ostateczny cios.
- Mokuton: Daijurin no Jutsu! – W pewnym momencie w jej głowie rozebrzmiał znajomy głos. Podniosła się troszkę i zauważyła stojącego nieopodal Yamato. Jego ramię zmienione było w drzewo zakończone ostrymi kolcami, które wydłużały się zgodnie z jego wolą. Próbował nimi dosięgnąć wroga uniemożliwiając mu zaatakowanie dziewczyny i tym samym zmuszając żeby wycofał się kilka metrów.
Wpatrywała się w niego całkowicie zapominając o bólu. Nie wiedziała skąd się tu wziął lecz nie ukrywając bardzo cieszyła się na jego widok.
- Kapitanie Yamato, co pan tutaj robi?! – Krzyknęła w jego stronę domagając się wyjaśnień.
- Przyszliśmy sprowadzić Cie z powrotem.- Odpowiedział jej spokojnie unosząc kąciki swoich ust ku górze. – Z tego co widzę to jak zwykle wpakowałaś się w jakieś kłopoty. – Zaśmiał się nieco głośniej na co ona lekko poczerwieniała. Z drugiej strony była to całkowita prawda.  Kiedy przeciwnik znów zaczął się zbliżać uśmiechnięta mina Jounina zrobiła się poważna.
- Odsuń się, Harumi-san. Zajmę się resztą. – Rozkazał. Dziewczyna nie miała zamiaru protestować i grzecznie, mimo braku sił odsunęła się kilka metrów od dwójki. W jej głowie jednak coś zaświtało.
- Zaraz, zaraz , kapitanie Yamato! Powiedziałeś w liczbie mnogiej, czyli to znaczy, że Naruto też tutaj jest? – Zawołała przerażona tym faktem.
- Myślisz, że on by sobie darował? Domyśl się kto biegł na początku. – Uśmiechnął się w jej stronę ostatni raz i rzucił w wir walki. Ona zaś oparta o drzewo przygryzła wargę. Jest niemalże identycznie jak w jej śnie. Pomijając Yamato, którego w ogóle w nim nie widziała. Jednak w sumie przecież nie wszystko musi się zgadzać. Martwiła się, martwiła jak cholera. Nie wiedziała jak ma postąpić. Ten las, wszystko jest takie samo. Podniosła się i zniknęła za konarami drzew pozostawiając dwójkę walczących shinobi samym sobie.
- Suiton: Suihachi – Podniósł rękę w powietrze, z której w momencie wypłynął strumień wody i skierował go wprost na dryblasa. Ten jednak nie pozostał mu dłużny, nadymając policzki wypluł z nich płomienie ognia wykrzykując przy tym nazwę techniki.
- Katon: Endan! – Ogień w chwili zderzenia z wodą spowodował, że po ich ataku utworzyła się wielka para uniemożliwiająca widoczność. Jednak ta dobrze wyszkolona dwójka nie potrzebowała do walki oczu. Wyciągając kunaia zderzyli się ze sobą próbując dosięgnąć swoich ciał. Każdy jednak bez problemu zablokował cios przeciwnika czemu towarzyszył charakterystyczny brzdęk metalu.  Wróg odskakując w bok uformował kolejne pieczęcie znów nabierając powietrza w płuca.
- Katon: Kasumi Enbu! – Warknął i wystrzelił z ust płomień, który tym razem sięgnął użytkownika stylu drewna i trafiając w cel rozpadł się na więcej kawałeczków ognia. Z triumfatorskim uśmiechem na ustach patrzył jak ciało shinobi z Konohy powoli się spala.
- Mokuton: Jubaku Eiso! – W pewnym momencie z ziemi wyrosło ogromne drzewo i oplatając się swoimi korzeniami wokół zdezorientowanego mężczyzny całkowicie utrudniło mu wykonywanie ruchów. Zacisnęło się mocno na jego sylwetce zostawiając widoczną tylko głowę. Z ukrycia wyszedł Yamato spoglądając z wyższością na wroga.
- Ale jak? Przecież Cie trafiłem! – Zdezorientowany i przestraszony mężczyzna szybko skierował wzrok na palące się ciało i dopiero teraz zdołał dojrzeć, że jest to drewniany klon. – Nie Cię szlag… - Próbował się wyrwać z uścisku lecz nic to nie dało. Ostatni raz spojrzał na swego oprawcę po czym na zawsze zniknął, zatapiając się w drzewie.

Tymczasem przemierzający przez gęsty las szaro włosy już dawno wyczuł, że jest przez kogoś śledzony. Kiedy uznał, że jest to odpowiednie miejsce na walkę niespodziewanie odbił się od jednej z gałęzi i zawrócił z niewyobrażalną szybkością. Wyciągnął kunai i w ułamku sekundy zderzył go z bronią brodacza uśmiechającego się zadziornie.
- Tego się spodziewałem po sławnym, kopiującym ninja. – Wypalił, lecz Hatake zdecydowanie nie miał ochoty na jakiekolwiek pogawędki, ponieważ zamachnął się nogą, próbując dosięgnąć wroga. Ten jednak w porę zrobił unik i sam wykonał cios w brzuch, który Konoszanin z łatwością zablokował. W tej chwili wykonywali miliony uderzeń, a ich ruchy były tak szybkie, że dostrzec je gołym okiem było niewyobrażalnie ciężko. Po kilku sekundach odskoczyli od siebie uważnie lustrując wzrokiem swoje postury. Oczekiwali najmniejszego ruchu i kiedy ich stopy poruszyły się o milimetr ponownie do siebie doskoczyli zadając kolejną serię szybkich i silnych ciosów. Nie zdołali jednak zrobić sobie nimi krzywdy. Walka wręcz toczyła się na równym poziomie, za równym. Kakashi nie miał zamiaru tracić czasu, doskonale wiedział, że nie mogą zostawić Naruto samego na dłużej. Nie chodzi o to, że jest słaby, nic z tych rzeczy. Rozchodziło się o to, że może zademonstrować zbyt dużo swojej mocy. Odskakując kilka metrów w tył wykonał w mgnieniu oka kilka znaków dłońmi:
- Katon: Gokakyu no Jutsu! – Z jego ust wyleciała wielka kula ognia, która otoczyła mężczyznę. Ten jednak zniknął w chmurze dymu i pojawił się tuz za Hatake wbijając w jego ciało kilka shurikenów. Zaśmiał się złowieszczo, ale jego podekscytowanie opadło kiedy zorientował się iż kopiujący ninja zastosował identyczną sztuczkę i okazał się klonem. Wynurzając się z ziemi tuż pod brodaczem próbował sięgnąć go ostrzem kunaia lecz ten zrobił unik i zniknął mu sprzed oczu. Zdezorientowany szaro włosy rozglądał się na wszystkie strony próbując odnaleźć go wzrokiem lecz momentalnie przestał wyczuwać nawet jego obecność. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Nagle ni stąd ni z owąd tuż nad nim pojawił się owy shinobi i mocnym ciosem sprowadził zdziwionego Kakashiego do parteru.  Ten cios nie zrobił na nim jednak większego wrażenia, więc wyszedł z tej sytuacji próbując skontrować przeciwnika. Kiedy jednak wydawało mu się, że go trafił ten znów rozpłynął się  w powietrzu.
- Co jest? – Zdziwił się ninja Konohy. Nie było dane mu długo rozmyślać, ponieważ wokół jego ciała zawiązał się kolczasty sznur. Nie wiedział kompletnie jak to się stało, że dał się w niego złapać, ale teraz najważniejszym dla niego było wydostanie  z tej pułapki. Kolce wbijały się w jego ciało powodując, że z tych miejsc wypływała szkarłatna ciecz. Mimo tego nie szamotał się, a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej uspokoił. Nie był znany tylko i wyłącznie ze swojej siły, ale także inteligencji. Potrafił wybrnąć z każdej sytuacji jeśli tylko dobrze rozważył wszystkie za i przeciw. Przymknął oko i opanował wszystkie swoje zmysły, nie zwracał uwagi na coraz bardziej zaciskający się na nim sznur. W końcu wykonał ruch:
Raiju Hashiri no Jutsu – szepnął całkowicie poważnie i wystawił wolną rękę w bok. Tuż przed nim pojawił się elektryczny pies, którym sterował za pomocą wysuniętej ręki. Z prędkością światła powędrował on wzdłuż sznura docierając do ukrytego brodacza i rzucił się na niego. Ten odskoczył do góry myśląc, że stworzenie z błyskawic może poruszać się tylko po linii prostej.  Okazała się to jednak zła dedukcja, za którą przypłacił dotkliwym porażeniem prądem. Zawył czując przechodzące przez jego ciało i wręcz przypalające je impulsy po czym opadł bezwładnie na ziemię. Szarowłosy podszedł do ledwo żywego wroga i chwycił go za ubranie dokładnie przyglądając jego twarzy.
- Dla kogo pracujecie? – Zapytał wbijając w niego morderczy wzrok.
- Dla nikogo – Pomimo tego, że wróg był w dołku w dalszym ciągu uśmiechał się złowieszczo. – Nasza grupa… Liczy o wiele więcej osób. W dodatku my byliśmy najsłabszym oddziałem. Dywizja Cienia złapie ją, zobaczycie. Nawet jeśli dzisiaj zdołacie ją uratować! – Wykrzyczał prosto w twarz Kakashiego. W ręce szarowłosego pojawiła się błyskawica.
- Chidori – szepnął i zakończył żywot brodacza wbijając w jego ciało swoją technikę.
~*~

W innej części lasu blond włosy chłopak przedzierał się przez krzaki w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Starał się być skupiony, ale ta bezradność i brak jakichkolwiek skutków jego poszukiwań nie mogła sprawić, że był spokojny. Wręcz przeciwnie – z każdą minutą coraz bardziej tracił cierpliwość i miał ochotę rozwalić ten las żeby szybciej ją znaleźć.
- Pakkun, gdzie teraz? – Zapytał poirytowany psa.
- Tak jak myślałem… - Powiedział psiak obwąchując jeden z kamieni, na którym widniało kilka czerwonych plam.
- Co jest? – Zapytał zaciekawiony Uzumaki podchodząc bliżej zwierzaka.
- Prawdopodobnie walczy i została ranna. Przez tę krew trudniej jest mi określić jej konkretne położenie.
- Cholera! – Syknął chłopak.
- Szukacie Harumi? – Usłyszeli za sobą męski głos i momentalnie ich głowy powędrowały w tamtą stronę.
- Kim jesteś? – Zapytał Uzumaki i lustrował wzrokiem wysokiego, umięśnionego ciemnowłosego chłopaka, który wyszedł mu naprzeciw z rękoma wciśniętymi w kieszenie spodni. Jego ciemne oczy sprawiły, że w Naruto budził się niepokój. Miał złe przeczucia co do tego gościa pomimo tego, że nie był ubrany jak ninja i nawet go nie przypominał, w dodatku jego usta wykrzywione w dziwnym uśmiechu utwierdzały go w przekonaniu, że coś z nim nie tak.
- Nie ważne. Szukacie jej? – Zapytał ponownie.
- Wiesz gdzie ona jest? – Wyrwał się blondyn zdając sobie sprawę, że ten koleś może mu pomóc bądź przynajmniej go jakoś nakierować.
- Sam chciałbym wiedzieć. – Powiedział spotkany chłopak dalej się uśmiechając. – Ale skoro wy też jej szukacie to muszę z wami skończyć! – Dokończył i rzucił się na blondyna wysuwając spod rękawa katanę. Zamachnął się lecz Naruto w porę odskoczył w górę, robiąc w powietrzu salto i w tym samym czasie wyciągając kunaia. Tym razem to on doskoczył do czarnookiego próbując zadać cios. Ich bronie zderzyły się ze sobą z dość sporą siłą, a spod nich zaczęły wylatywać iskry. Uzumaki odskoczył i złożył ze sobą dwa palce:
- Kagebunshin no jutsu! – Na całej najbliższej przestrzeni pojawiło się mnóstwo klonów blondyna i wszystkie zaczęły atakować wroga w jednym momencie krzycząc i angażując się w to tak głośno, że nie sposób było tego nie usłyszeć będąc naprawdę daleko.  Jego przeciwnik omijał jego ataki z łatwością sprawiając, że sobowtóry znikały jedne po drugim aż do momentu kiedy naprzeciw niego stał ten ostatni, prawdziwy. Doskoczył do jinchuuriki kyuubiego w mgnieniu oka i wbił w niego swój miecz. Ku jego zdziwieniu- ten też okazał się klonem, a prawdziwy wyskoczył tuż za nim z rasenganem w dłoni, wbijając go w czarnookiego spowodował, że chłopaka odrzuciło i złamał kilka pobliskich drzew.
- Yosh. – ucieszył się Naruto i już miał wznowić swoje poszukiwania, kiedy tuż przed nim pojawił się poobijany ciemno włosy, w którego oczach widać było wyraźne niezadowolenie. Wpatrywał się szaleńczo w Uzumakiego i zamachnął na niego kataną. Struga krwi uniosła się w powietrzu, kiedy ostrze przejechało po torsie Konoszanina. Rana na szczęście była płytka, lecz sączyła się z niej obficie krew. Teraz to i Naruto nieźle się wkurzył i w szybkim tempie zaczęli bić się i ranić wzajemnie. Wokół nich rozpryskiwała się krew, a to miejsce wyglądało jak kompletna rzeź. Czarnoooki wbił kolano w brzuch blondyna powodując, że ten splunął krwią. Wykorzystując jego chwilową niedyspozycję zaczął atakować go serią ciosów, które zostawiały na ciele Uzumakiego mnóstwo zadrapań i sińców. Wycieńczony chłopak opadł na ziemię ciężko dysząc.


~*~

Podpierając się o konary drzew zmierzała przed siebie. Doskonale wiedziała gdzie iść. Wszystko dokładnie pamiętała ze snu, przestrzeń wydawała jej się tak znajoma, a słysząc odgłosy walki nie miała wątpliwości, że zmierza w dobrym kierunku. Niestety ból pojawiający się co jakiś czas skutecznie ją spowolniał. Tak samo było i w tym momencie, w którym upadła na ziemię i ciężko oddychając zaczęła zdawać sobie sprawę, że z bólu powoli traci przytomność. Jednak przypominając sobie wyraz twarzy przyjaciela we śnie i całą tą sytuację… Podniosła się  w pełni zdeterminowana i ruszyła dalej, powoli widząc zarys dwóch postaci. Dostrzegła blond czuprynę i… Jej serce zabiło mocniej kilka razy, przepełniając gniewem każdy zakamarek jej ciała. Zacisnęła mocniej pięść i jeszcze bardziej starała się, aby tam dotrzeć. Kiedy stanęła kilka metrów od nich i spojrzała na mnóstwo krwi w otoczeniu aż się przestraszyła. Oboje walczących wyglądało wprost tragicznie, ale w końcu mierząc siebie od góry do dołu to ona wyglądała trzy razy gorzej niż oni.
- Naruto… - wyszeptała wpatrując się ze smutkiem w podnoszącego się z podłoża chłopaka.
Naruto…  Usłyszał jej głos, a jego powieki znaczniej się rozszerzyły. Skierował swoją głowę w stronę, z której pochodził ten łamiący się, ledwo dosłyszalny aczkolwiek tak dobrze mu znany ton. I zobaczył ją, podpierała się o jedno z drzew wpatrującw nich ze smutkiem. Mógł ujrzeć w jej oczach tlący się smutek, ale i też przeraźliwe cierpienie. Jej ubranie było poszarpane, a drugą ręką mocno ściskała swój brzuch. Poza tym mnóstwo siniaków i zadrapań, a ponadto większość ciała oblana szkarłatną cieczą.  Ten widok sprawił, że w sercu poczuł ukłucie.
- Kto Ci to zrobił?! – krzyknął wściekły w  jej stronę, lecz ona nie bardzo go w tym momencie słuchała. Wpatrywała się teraz w uśmiechniętego od ucha do ucha, czarnowłosego chłopaka.
- Mako… - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Znasz go? – Wtrącił się Uzumaki a ten wybuchł gromkim śmiechem, który echem rozszedł się po całym lesie.
- Czy mnie zna? – Zapytał wyraźnie rozbawiony. – Zna mnie doskonale! Przecież byłem jej chłopakiem! – Zacisnęła mocniej pięści i już miała rzucić się na niego kiedy przeszył ją impuls kolejnego ataku pieczęci. Padła jak długa, wyrywając trawę z ziemi  krzyczała jak opętana.
- Harumi! Co Ci jest?! – Chociaż to co przed chwilą powiedział chłopak niemało go zszokowało to widząc stan przyjaciółki na chwilę o tym zapomniał. Przerażony takim obrotem spraw blondyn nie wiedział co ma zrobić. Czy podbiec i zająć się nią czy najpierw sprzątnąć tego kolesia. Po chwili dziewczyna uspokoiła się i znów próbując się podnieść popatrzyła na przyjaciela błagalnym wzrokiem.
- Naruto…Tu jest jak w moim śnie, identycznie! Musimy jakoś uciec…Inaczej Ty…
-Harumi… - Przerwał jej. – Pamiętasz, co Ci mówiłem? Nie ma mowy, żebym dał się zabić nim zostanę Hokage. Uwierz we mnie. – Na jego słowa z jej oczu wypłynęły łzy, wiedziała, że z jego temperamentem nie da rady zmusić go do odwrotu.
- Usiądź sobie spokojnie i patrz! Przyszedłem tutaj po Ciebie i wszyscy razem wrócimy do wioski. Obiecuje. – Ciemnowłosa uśmiechnęła się lekko słysząc jego stanowczy głos i nic nie mówiąc oparła się plecami o drzewo robiąc tylko jedną rzecz, którą była teraz w stanie. Po prostu wierzyła.
- Widzę, że Krak zrobił to co do niego należało i założył pieczęć.
- O czym ty mówisz? – Zapytał wkurzony Naruto. Palec Maka powędrował na brzuch dziewczyny i kiedy ta spuściła wzrok i odsunęła lekko rękę zobaczył ciąg czarnych znaków na zaczerwienionej skórze. Zacisnął zęby widząc to – był bowiem uczulony na wszelkie rodzaje pieczęci.
- Dranie… Nie daruję wam tego. – Wysyczał. Zakończył tą rozmowę doskakując do czarnowłosego i wymierzając cios z pięści. To uderzenie jednak różniło się od tych wcześniejszych. Był bardziej zdeterminowany, ale i o wiele silniejszy, szybszy. Tak jakby jej obecność i to, że musi ją ochronić sprawiło, że przypływająca adrenalina uwolniła jego prawdziwe umiejętności. Mimo bloku, który zastosował Mako musiał cofnąć się o kilka kroków w tył, a na przedramieniu pojawił się spory, czerwony ślad. Uzumaki uśmiechnął się zadziornie i tym razem sprzedał mu solidnego kopniaka, po którym tamten odleciał na pobliski konar dębu. Zdziwiona poziomem jaki reprezentuje jej przyjaciel Harumi, pomimo bólu jaki odczuwała wpatrywała się zaskoczona w pojedynek. Wiedziała, że Naruto jest silny, ale ten styl walki… Była pod wrażeniem. W pewnym momencie serce stanęło w miejscu, a jej czas zatrzymał się, kiedy zobaczyła jak Mako podnosi się i doskakując do chłopaka z kataną w ręku przebija jego bok na wylot. Ptaki zakrakały i spłoszyły się słysząc jej krzyk rozpaczy. Ujrzała jego twarz wykrzywioną w bólu a łzy spłynęły jej ciurkiem po policzkach. Próbowała się podnieść i podbiec do niego lecz wyglądało to bardziej jakby tarzała się po ziemi, gdyż z każdą próbą opadała bezwładne na podłoże. I ten szyderczy uśmiech Maka… Nie mogła w to uwierzyć, winiła siebie w myślach za to, że nie rozegrała tego inaczej. Że w porę nie zareagowała widząc podobieństwo między jawą a snem. Była roztrzęsiona i zrozpaczona.
Mako wyciągnął ostrze z ciała blondyna i kopniakiem posłał go kilka metrów dalej. W skutek zderzenia z drzewem chłopak wydając z siebie cichy jęk stracił przytomność. Teraz czarnooki spojrzał z pogardą na dziewczynę i podążał w jej stronę.
- Utnę Ci ręce i nogi, to już nie uciekniesz. – Zaśmiał się psychodelicznie podchodząc coraz bliżej. Ogarnął ją strach i niepewność. W dodatku nie dowierzała w to co przed chwilą stało się z jej przyjacielem.
- Naruto! – Powtarzała cichym, zachrypniętym od płaczu głosem. – Naruto… Obiecałeś… Obiecałeś… MÓWIŁEŚ, ŻE WSZYSCY RAZEM WRÓCIMY DO WIOSKI!!!! – Wrzasnęła z całych sił, a w momencie kiedy wykrzyczała ostatnie słowo zerwał się silny wiatr,  czerwone światło oślepiło zarówno ją jak i wroga. Z miejsca, gdzie przed chwilą leżał nastolatek rozchodziła się niewyobrażalnie silna moc i rozbrzmiał przeraźliwy ryk porównywalny do potwora. W mgnieniu oka przeciwnik został posłany kilkanaście metrów przez las przez szkarłatną poświatę przypominającą szpony bestii. Nie mogła poznać w tym momencie swojego przyjaciela, jego ciało całkowicie pokryła demoniczna czakra, wyrosły cztery ogony, a z jego ust wydobywał się groźny warkot. Przełknęła ślinę, słyszała o tym od Kakashiego, ale nie sądziła, że kiedykolwiek będzie miała okazję to zobaczyć. Szczerze mówiąc, w ogóle tego nie chciała, bo wiedziała ile cierpienia przysparza to jinchuuriki.
- Naruto…- Wyszeptała, a mała forma lisiego demona odwróciła głowę w jej stronę. Nie wiedziała jak ma zareagować, potwór stał i wpatrywał się w nią i chociaż wiedziała kto kryje się za tą poświatą nie mogła wyczuć  w tym stworze ani krzty człowieczeństwa. W pewnym momencie nie odróżniając dziewczyny od wroga rzucił się w jej stronę, a ona nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca mogła tylko wpatrywać się na wymalowaną złość zbliżającego się do niej stworzenia.
-  Hokage Shiki Jijun Jutsu : Kakuan Nitten Suishu – Ponownie dzisiejszego dnia usłyszała głos użytkownika stylu drewna, ale także poczuła uścisk na swoim ciele. To Kakashi, który w porę wziął ją w ramiona i odskoczył chroniąc przed atakiem miniaturki Kyuubiego. Wokół ogoniastej bestii wyrosło kilka pali z wbitymi kolcami, a Yamato, który znalazł się tuż przy nim i klepnął w plecy otwartą dłonią wysunął z jego czerwonego ciała zieloną poświatę. Światło okalało bijuu i powoli stłumiło czakrę potwora ukazując poczerwieniałą sylwetkę blondyna. Spojrzała prędko w miejsce, gdzie otrzymał cios, lecz po ranie nie było ani śladu na co odetchnęła z ulgą. Zaraz jednak kolejny ucisk w okolicy brzucha spowodował, że zawyła głośno. Swoim krzykiem oprzytomniła nawet blondyna, który słysząc jej wrzask zerwał się na równe nogi i podbiegł do niej. Nie wiedział co się właśnie stało, mógł się tylko domyślać, jednak teraz nawet o tym nie myślał, najważniejsza w tym momencie była ona. Zmierzył pieczęć na jej ciele po czym nawet nie interesując się wrogiem, z którym miał wcześniej do czynienia oraz tym, że to nie on dowodzi wydał komendę natychmiastowego powrotu do wioski. Widząc katusze, przez które przechodziła Harumi dwójka ninja nawet nie miała zamiaru zwracać mu uwagi ani się z nim sprzeczać i wspólnie ruszyli w stronę Konohy.
- Stójcie! – krzyknęła nagle. – Hideki jest w mieście! Muszę po niego wrócić! – Krzyknęła , a oni spoglądając po sobie tylko pokiwali głowami. Yamaho stworzył drewnego klona, który powędrował w przeciwną stronę , aby dotrzeć do miasta i zabrać pieska do wioski.
~*~

Tymczasem kilkanaście metrów dalej, z unoszącego się w powietrzu dymu, wynurzył się ledwo trzymający na nogach, zakrwawiony Mako. Cały drżał i był niezdolny do walki, lecz złowrogim spojrzeniem wpatrywał się w miejsce gdzie przed chwilą toczył walkę z ninja Konohy.
- Uzumaki Naruto, Harumi… Pożałujecie tego. – Warknął groźne pod nosem i chwiejnym krokiem ruszył w tylko jemu znaną drogę.


---~***~---
Aj, opornie mi coś to szło. Chociaż wena była to jakoś tak nie mogłam się zebrać do pisania i robiłam to po kawałku xD Jednak wyszło chyba dość sporo... Tak mi się wydaję :) Mam nadzieję, że was nie zawiodłam ^^ I tak wgl, to jak miałam wstawiać rozdział przypomniało mi się " A CO Z HIDEKIM? xD " więc jakoś tak wcisnęłam to żeby nie było :D Czekam na wasze opinie w komentarzach i muszę zrobić coś z tą czcionką, żeby na telefon też było widać :< 
A rozdział dedykuję Yashy-chan, która swoim komentarzem taaaak bardzo mnie zmotywowała, że po prostu taki uśmiech na twarzy mi się pojawił i od razu pojawiły mi się pomysły na te walki. Mam nadzieje, że Ci się spodoba. Dziękuje Ci za to, że wspierasz mnie na tym blogu od początku tak samo jak wspierałaś na tamtym słoneczko :* Buziam :* 

7 komentarzy:

  1. Kurcze uwielbiam twój blog. Jestem kiepska w pisaniu komentarzy więc dopiero teraz się odezwałam :P Rozdziałem nas nie zawiodłaś. Wyszedł ci zajebiście ;* Czekam na następny. Jak by ci się chciało to wpadłabyś na mój blog ?
    http://friends-forever-opowiadania.blogspot.com/

    Pozdrawiam i weny życzę ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Notka jest po prostu świetna a także jej długość. Szkoda że Naruto nie zabił tego Mako. Mam nadzieję że Naruto i Harumi zbliżą się do siebie po tym co się wydarzyło. Pozdrawiam i czekam oczywiście na next

    OdpowiedzUsuń
  3. Powiem Ci ze opisywac walki to Ty umiesz;d Bardzo dobrze wszystko napisane;)
    Rozdział wg mnie super;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nadganiam z komentowaniem.. Ten rozdział.. No tak, praktycznie same opisy walk no i.. Dobrze! Bardzo łatwo wyobrazić sobie te sceny. Uważam,że walki są najtrudniejszym elementem do opisania i są nieporównywalne do np banalnych opisów przyrody czy zwykłych czynności.
    Yhh, Mako, Mako.. Niech GINIE! nie lubię go :f świnia. I jeszcze ta pieczęć..
    Mój Ukochany Yamato się popisał swoim drewnianym jutsu,jak zawsze zresztą. Ajj, uwielbiam go, to już się przeradza w obsesję:o
    Także piszę częściami, rzadko kiedy zdarza mi się napisać cały rozdział za jednym razem - zazwyczaj nie chodzi tu o wenę a o brak czasu :x
    A więc.. Oczekuję kolejnego rozdziału, pozdrawiam i dużo natchnienia literackiego ! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nadrobiłam :D Trochę mnie nie było, a tutaj tyle rozdziałów napisałaś^^ Kurcze rozkręciłaś akcję! Normalnie nie mogłam przestać czytać! Byłam tak zaaprobowana, że wciągnęło mnie całkowicie^^ Akcja super, walki jeszcze lepsze, całość GENIALNA! Mako to dupek... Popieram poprzedniczki... Miałam złe przeczucia, ale w porę dotarła odsiecz z Konohy^^ emocje jeszcze nie opadły po tym rozdziale :D Także czekam na kolejny z niecierpliwością :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja pierdziele, genialnie opisujesz walki! I to jak Naturo owiała ta czerwona czakra, nieźle się wkurzył :D I ten sen i %#%$#@ Mako i w ogóle.. ahh! Jestem zachwycona! I na prawdę zmotywowałam cię tym pokręconym komentarzem? :D Suuuper xD Cieszę się bardzo, a fakt że dedykowałaś mi tak rewelacyjny rozdział... aż mi serce drży ze wzruszenia :D I nie ma co się dziwić, piszesz świetnie, a ja zawsze chętnie poczytam twoje opowiadania i będę cię w tym wspierać jak tylko to możliwe :***

    OdpowiedzUsuń
  7. I nadrobilam wszystko... :3
    Musze przyznac ze zaskoczylas mnie obrotem wydarzen - pozytywnie oczywiscie ;) Mako to zwykly cham i prostak. Juz widze ze bedzie mial jakis wiekszy wplyw na losy bohaterow :P
    I szczerze? W trakcie czytania sama myslalam gdzie Hideki xDD
    Ta pieczec to utrapienie... Oby to cholerstwo zeszlo ;___; Moze nasz kochany zboczeniec (czyt. Jiraiya ^^") da rade to zdjac? W koncu Sannin to Sannin - cos umiec musi ^^
    Pozdrawiam i gratuluje tylu wejsc ;**

    OdpowiedzUsuń