Kompletnie nie miała siły podnieść się z zimnej ziemi
i skręcała z bólu spowodowanego pieczęcią. Co pięć minut przechodziła istne
katusze. Nie mogła jednak zostać tutaj ani chwili dłużej. Jednego ma z głowy,
ale co z pozostałą trójką? Nie da rady, ale teraz ma czas na ucieczkę.
Przełamując ten kryzys podniosła się i chwiejnym krokiem ruszyła dalej coraz
bardziej przyspieszając kroku. Wskoczyła na górną gałąź i znów rzuciła się w
wir ucieczki. W pewnym momencie tuż za nią nastąpił wielki wybuch. Z drugiej
strony pojawiła się ciemna sylwetka i skierowała z w nią sporych rozmiarów ostrze. Pomimo
trudności dziewczyna zdołała w porę odskoczyć. Niestety przeciwnik nie zamierzał
odpuścić. Pojawiając się tuż za jej plecami wykonał soczysty i mocny cios,
który z łatwością wbił ją w podłoże. Mimo tego znów się podniosła i odruchowo
złożyła ręce chcąc wykonać technikę. Jak można się domyśleć nie odniosło to
żadnego skutku i w pewnym momencie aż serce stanęło jej ze strachu. To co stało
się przed chwilą było niemal identyczne do…
- Niemożliwe… - szepnęła sama do siebie. Na jej twarzy
widniało teraz przerażenie. Przecież ta scena sprzed chwili, przecież dokładnie
to samo śniło jej się kiedyś. Szczerze to już bardzo dawno zapomniała o tym
śnie, którym bądź co bądź dość długo się zamartwiała. Jednak na jej
nieszczęście, dawne, złe przeczucia się sprawdziły. Jest tutaj, ma na sobie
bojowy strój, ucieka i w dodatku teraz ten atak. Wszystko się zgadza.
- Mój braciszek… Jak mogłaś zabić mojego braciszka!! –
Chociaż napastnik wyglądał na dobrze zbudowanego, umięśnionego mężczyznę
bardziej w typie twardziela to jego płaczliwy głos zbił ją nieco z tropu. Gdyby
miała na to siłę bez wątpienia
wybuchłaby śmiechem lecz teraz nie była na to pora. Sięgnęła po kunai i już
miała atakować, kiedy runęła na ziemię wskutek ponownego napadu bólu. Cholera…
Zaklęła w myślach. Akurat w takim momencie.
- GIŃ!!! – Usłyszała nad sobą. Kątem oka ujrzała
zeskakującego z gałęzi w dół osiłka i nie mogąc kiwnąć nawet palcem czekała na
ostateczny cios.
- Mokuton:
Daijurin no Jutsu! – W pewnym momencie w jej głowie rozebrzmiał znajomy
głos. Podniosła się troszkę i zauważyła stojącego nieopodal Yamato. Jego ramię
zmienione było w drzewo zakończone ostrymi kolcami, które wydłużały się zgodnie
z jego wolą. Próbował nimi dosięgnąć wroga uniemożliwiając mu zaatakowanie
dziewczyny i tym samym zmuszając żeby wycofał się kilka metrów.
Wpatrywała się w niego całkowicie zapominając o bólu.
Nie wiedziała skąd się tu wziął lecz nie ukrywając bardzo cieszyła się na jego
widok.
- Kapitanie Yamato, co pan tutaj robi?! – Krzyknęła w
jego stronę domagając się wyjaśnień.
- Przyszliśmy sprowadzić Cie z powrotem.- Odpowiedział
jej spokojnie unosząc kąciki swoich ust ku górze. – Z tego co widzę to jak
zwykle wpakowałaś się w jakieś kłopoty. – Zaśmiał się nieco głośniej na co ona
lekko poczerwieniała. Z drugiej strony była to całkowita prawda. Kiedy przeciwnik znów zaczął się zbliżać
uśmiechnięta mina Jounina zrobiła się poważna.
- Odsuń się, Harumi-san. Zajmę się resztą. – Rozkazał.
Dziewczyna nie miała zamiaru protestować i grzecznie, mimo braku sił odsunęła
się kilka metrów od dwójki. W jej głowie jednak coś zaświtało.
- Zaraz, zaraz , kapitanie Yamato! Powiedziałeś w
liczbie mnogiej, czyli to znaczy, że Naruto też tutaj jest? – Zawołała
przerażona tym faktem.
- Myślisz, że on by sobie darował? Domyśl się kto
biegł na początku. – Uśmiechnął się w jej stronę ostatni raz i rzucił w wir
walki. Ona zaś oparta o drzewo przygryzła wargę. Jest niemalże identycznie jak
w jej śnie. Pomijając Yamato, którego w ogóle w nim nie widziała. Jednak w
sumie przecież nie wszystko musi się zgadzać. Martwiła się, martwiła jak
cholera. Nie wiedziała jak ma postąpić. Ten las, wszystko jest takie samo.
Podniosła się i zniknęła za konarami drzew pozostawiając dwójkę walczących
shinobi samym sobie.
- Suiton:
Suihachi – Podniósł rękę w powietrze, z której w momencie wypłynął strumień
wody i skierował go wprost na dryblasa. Ten jednak nie pozostał mu dłużny,
nadymając policzki wypluł z nich płomienie ognia wykrzykując przy tym nazwę
techniki.
- Katon: Endan!
– Ogień w chwili zderzenia z wodą spowodował, że po ich ataku utworzyła się
wielka para uniemożliwiająca widoczność. Jednak ta dobrze wyszkolona dwójka nie
potrzebowała do walki oczu. Wyciągając kunaia zderzyli się ze sobą próbując
dosięgnąć swoich ciał. Każdy jednak bez problemu zablokował cios przeciwnika
czemu towarzyszył charakterystyczny brzdęk metalu. Wróg odskakując w bok uformował kolejne
pieczęcie znów nabierając powietrza w płuca.
-
Katon: Kasumi Enbu! – Warknął i wystrzelił z ust
płomień, który tym razem sięgnął użytkownika stylu drewna i trafiając w cel
rozpadł się na więcej kawałeczków ognia. Z triumfatorskim uśmiechem na ustach
patrzył jak ciało shinobi z Konohy powoli się spala.
- Mokuton:
Jubaku Eiso! – W pewnym momencie z ziemi wyrosło ogromne drzewo i oplatając
się swoimi korzeniami wokół zdezorientowanego mężczyzny całkowicie utrudniło mu
wykonywanie ruchów. Zacisnęło się mocno na jego sylwetce zostawiając widoczną
tylko głowę. Z ukrycia wyszedł Yamato spoglądając z wyższością na wroga.
- Ale jak? Przecież Cie trafiłem! – Zdezorientowany i
przestraszony mężczyzna szybko skierował wzrok na palące się ciało i dopiero
teraz zdołał dojrzeć, że jest to drewniany klon. – Nie Cię szlag… - Próbował
się wyrwać z uścisku lecz nic to nie dało. Ostatni raz spojrzał na swego
oprawcę po czym na zawsze zniknął, zatapiając się w drzewie.
Tymczasem przemierzający przez gęsty las szaro włosy
już dawno wyczuł, że jest przez kogoś śledzony. Kiedy uznał, że jest to
odpowiednie miejsce na walkę niespodziewanie odbił się od jednej z gałęzi i
zawrócił z niewyobrażalną szybkością. Wyciągnął kunai i w ułamku sekundy
zderzył go z bronią brodacza uśmiechającego się zadziornie.
- Tego się spodziewałem po sławnym, kopiującym ninja.
– Wypalił, lecz Hatake zdecydowanie nie miał ochoty na jakiekolwiek pogawędki,
ponieważ zamachnął się nogą, próbując dosięgnąć wroga. Ten jednak w porę zrobił
unik i sam wykonał cios w brzuch, który Konoszanin z łatwością zablokował. W
tej chwili wykonywali miliony uderzeń, a ich ruchy były tak szybkie, że
dostrzec je gołym okiem było niewyobrażalnie ciężko. Po kilku sekundach
odskoczyli od siebie uważnie lustrując wzrokiem swoje postury. Oczekiwali
najmniejszego ruchu i kiedy ich stopy poruszyły się o milimetr ponownie do
siebie doskoczyli zadając kolejną serię szybkich i silnych ciosów. Nie zdołali
jednak zrobić sobie nimi krzywdy. Walka wręcz toczyła się na równym poziomie,
za równym. Kakashi nie miał zamiaru tracić czasu, doskonale wiedział, że nie
mogą zostawić Naruto samego na dłużej. Nie chodzi o to, że jest słaby, nic z
tych rzeczy. Rozchodziło się o to, że może zademonstrować zbyt dużo swojej
mocy. Odskakując kilka metrów w tył wykonał w mgnieniu oka kilka znaków dłońmi:
-
Katon: Gokakyu no Jutsu! – Z jego ust wyleciała wielka
kula ognia, która otoczyła mężczyznę. Ten jednak zniknął w chmurze dymu i
pojawił się tuz za Hatake wbijając w jego ciało kilka shurikenów. Zaśmiał się
złowieszczo, ale jego podekscytowanie opadło kiedy zorientował się iż kopiujący
ninja zastosował identyczną sztuczkę i okazał się klonem. Wynurzając się z
ziemi tuż pod brodaczem próbował sięgnąć go ostrzem kunaia lecz ten zrobił unik
i zniknął mu sprzed oczu. Zdezorientowany szaro włosy rozglądał się na
wszystkie strony próbując odnaleźć go wzrokiem lecz momentalnie przestał
wyczuwać nawet jego obecność. Zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu. Nagle
ni stąd ni z owąd tuż nad nim pojawił się owy shinobi i mocnym ciosem
sprowadził zdziwionego Kakashiego do parteru. Ten cios nie zrobił na nim jednak większego
wrażenia, więc wyszedł z tej sytuacji próbując skontrować przeciwnika. Kiedy
jednak wydawało mu się, że go trafił ten znów rozpłynął się w powietrzu.
- Co jest? – Zdziwił się ninja Konohy. Nie było dane
mu długo rozmyślać, ponieważ wokół jego ciała zawiązał się kolczasty sznur. Nie
wiedział kompletnie jak to się stało, że dał się w niego złapać, ale teraz
najważniejszym dla niego było wydostanie z tej pułapki. Kolce wbijały się w jego ciało
powodując, że z tych miejsc wypływała szkarłatna ciecz. Mimo tego nie szamotał
się, a wręcz przeciwnie jeszcze bardziej uspokoił. Nie był znany tylko i
wyłącznie ze swojej siły, ale także inteligencji. Potrafił wybrnąć z każdej
sytuacji jeśli tylko dobrze rozważył wszystkie za i przeciw. Przymknął oko i
opanował wszystkie swoje zmysły, nie zwracał uwagi na coraz bardziej
zaciskający się na nim sznur. W końcu wykonał ruch:
- Raiju Hashiri no Jutsu – szepnął
całkowicie poważnie i wystawił wolną rękę w bok. Tuż przed nim pojawił się
elektryczny pies, którym sterował za pomocą wysuniętej ręki. Z prędkością
światła powędrował on wzdłuż sznura docierając do ukrytego brodacza i rzucił
się na niego. Ten odskoczył do góry myśląc, że stworzenie z błyskawic może poruszać
się tylko po linii prostej. Okazała się
to jednak zła dedukcja, za którą przypłacił dotkliwym porażeniem prądem. Zawył
czując przechodzące przez jego ciało i wręcz przypalające je impulsy po czym
opadł bezwładnie na ziemię. Szarowłosy podszedł do ledwo żywego wroga i chwycił
go za ubranie dokładnie przyglądając jego twarzy.
- Dla kogo pracujecie? – Zapytał wbijając w niego
morderczy wzrok.
- Dla nikogo – Pomimo tego, że wróg był w dołku w
dalszym ciągu uśmiechał się złowieszczo. – Nasza grupa… Liczy o wiele więcej
osób. W dodatku my byliśmy najsłabszym oddziałem. Dywizja Cienia złapie ją,
zobaczycie. Nawet jeśli dzisiaj zdołacie ją uratować! – Wykrzyczał prosto w
twarz Kakashiego. W ręce szarowłosego pojawiła się błyskawica.
- Chidori –
szepnął i zakończył żywot brodacza wbijając w jego ciało swoją technikę.
~*~
W innej części lasu blond włosy chłopak przedzierał
się przez krzaki w poszukiwaniu swojej przyjaciółki. Starał się być skupiony,
ale ta bezradność i brak jakichkolwiek skutków jego poszukiwań nie mogła
sprawić, że był spokojny. Wręcz przeciwnie – z każdą minutą coraz bardziej
tracił cierpliwość i miał ochotę rozwalić ten las żeby szybciej ją znaleźć.
- Pakkun, gdzie teraz? – Zapytał poirytowany psa.
- Tak jak myślałem… - Powiedział psiak obwąchując
jeden z kamieni, na którym widniało kilka czerwonych plam.
- Co jest? – Zapytał zaciekawiony Uzumaki podchodząc
bliżej zwierzaka.
- Prawdopodobnie walczy i została ranna. Przez tę krew
trudniej jest mi określić jej konkretne położenie.
- Cholera! – Syknął chłopak.
- Szukacie Harumi? – Usłyszeli za sobą męski głos i
momentalnie ich głowy powędrowały w tamtą stronę.
- Kim jesteś? – Zapytał Uzumaki i lustrował wzrokiem
wysokiego, umięśnionego ciemnowłosego chłopaka, który wyszedł mu naprzeciw z
rękoma wciśniętymi w kieszenie spodni. Jego ciemne oczy sprawiły, że w Naruto
budził się niepokój. Miał złe przeczucia co do tego gościa pomimo tego, że nie
był ubrany jak ninja i nawet go nie przypominał, w dodatku jego usta
wykrzywione w dziwnym uśmiechu utwierdzały go w przekonaniu, że coś z nim nie
tak.
- Nie ważne. Szukacie jej? – Zapytał ponownie.
- Wiesz gdzie ona jest? – Wyrwał się blondyn zdając
sobie sprawę, że ten koleś może mu pomóc bądź przynajmniej go jakoś nakierować.
- Sam chciałbym wiedzieć. – Powiedział spotkany
chłopak dalej się uśmiechając. – Ale skoro wy też jej szukacie to muszę z wami
skończyć! – Dokończył i rzucił się na blondyna wysuwając spod rękawa katanę.
Zamachnął się lecz Naruto w porę odskoczył w górę, robiąc w powietrzu salto i w
tym samym czasie wyciągając kunaia. Tym razem to on doskoczył do czarnookiego
próbując zadać cios. Ich bronie zderzyły się ze sobą z dość sporą siłą, a spod
nich zaczęły wylatywać iskry. Uzumaki odskoczył i złożył ze sobą dwa palce:
- Kagebunshin
no jutsu! – Na całej najbliższej przestrzeni pojawiło się mnóstwo klonów
blondyna i wszystkie zaczęły atakować wroga w jednym momencie krzycząc i
angażując się w to tak głośno, że nie sposób było tego nie usłyszeć będąc
naprawdę daleko. Jego przeciwnik omijał
jego ataki z łatwością sprawiając, że sobowtóry znikały jedne po drugim aż do
momentu kiedy naprzeciw niego stał ten ostatni, prawdziwy. Doskoczył do
jinchuuriki kyuubiego w mgnieniu oka i wbił w niego swój miecz. Ku jego
zdziwieniu- ten też okazał się klonem, a prawdziwy wyskoczył tuż za nim z
rasenganem w dłoni, wbijając go w czarnookiego spowodował, że chłopaka
odrzuciło i złamał kilka pobliskich drzew.
- Yosh. – ucieszył się Naruto i już miał wznowić swoje
poszukiwania, kiedy tuż przed nim pojawił się poobijany ciemno włosy, w którego
oczach widać było wyraźne niezadowolenie. Wpatrywał się szaleńczo w Uzumakiego
i zamachnął na niego kataną. Struga krwi uniosła się w powietrzu, kiedy ostrze
przejechało po torsie Konoszanina. Rana na szczęście była płytka, lecz sączyła
się z niej obficie krew. Teraz to i Naruto nieźle się wkurzył i w szybkim
tempie zaczęli bić się i ranić wzajemnie. Wokół nich rozpryskiwała się krew, a
to miejsce wyglądało jak kompletna rzeź. Czarnoooki wbił kolano w brzuch blondyna
powodując, że ten splunął krwią. Wykorzystując jego chwilową niedyspozycję
zaczął atakować go serią ciosów, które zostawiały na ciele Uzumakiego mnóstwo
zadrapań i sińców. Wycieńczony chłopak opadł na ziemię ciężko dysząc.
~*~
Podpierając się o konary drzew zmierzała przed siebie.
Doskonale wiedziała gdzie iść. Wszystko dokładnie pamiętała ze snu, przestrzeń
wydawała jej się tak znajoma, a słysząc odgłosy walki nie miała wątpliwości, że
zmierza w dobrym kierunku. Niestety ból pojawiający się co jakiś czas
skutecznie ją spowolniał. Tak samo było i w tym momencie, w którym upadła na
ziemię i ciężko oddychając zaczęła zdawać sobie sprawę, że z bólu powoli traci
przytomność. Jednak przypominając sobie wyraz twarzy przyjaciela we śnie i całą
tą sytuację… Podniosła się w pełni
zdeterminowana i ruszyła dalej, powoli widząc zarys dwóch postaci. Dostrzegła
blond czuprynę i… Jej serce zabiło mocniej kilka razy, przepełniając gniewem
każdy zakamarek jej ciała. Zacisnęła mocniej pięść i jeszcze bardziej starała się,
aby tam dotrzeć. Kiedy stanęła kilka metrów od nich i spojrzała na mnóstwo krwi
w otoczeniu aż się przestraszyła. Oboje walczących wyglądało wprost tragicznie,
ale w końcu mierząc siebie od góry do dołu to ona wyglądała trzy razy gorzej
niż oni.
- Naruto… - wyszeptała wpatrując się ze smutkiem w
podnoszącego się z podłoża chłopaka.
…
Naruto…
Usłyszał jej głos, a jego
powieki znaczniej się rozszerzyły. Skierował swoją głowę w stronę, z której
pochodził ten łamiący się, ledwo dosłyszalny aczkolwiek tak dobrze mu znany
ton. I zobaczył ją, podpierała się o jedno z drzew wpatrującw nich ze smutkiem.
Mógł ujrzeć w jej oczach tlący się smutek, ale i też przeraźliwe cierpienie.
Jej ubranie było poszarpane, a drugą ręką mocno ściskała swój brzuch. Poza tym
mnóstwo siniaków i zadrapań, a ponadto większość ciała oblana szkarłatną
cieczą. Ten widok sprawił, że w sercu
poczuł ukłucie.
- Kto Ci to zrobił?! – krzyknął wściekły w jej stronę, lecz ona nie bardzo go w tym
momencie słuchała. Wpatrywała się teraz w uśmiechniętego od ucha do ucha,
czarnowłosego chłopaka.
- Mako… - syknęła przez zaciśnięte zęby.
- Znasz go? – Wtrącił się Uzumaki a ten wybuchł
gromkim śmiechem, który echem rozszedł się po całym lesie.
- Czy mnie zna? – Zapytał wyraźnie rozbawiony. – Zna
mnie doskonale! Przecież byłem jej chłopakiem! – Zacisnęła mocniej pięści i już
miała rzucić się na niego kiedy przeszył ją impuls kolejnego ataku pieczęci.
Padła jak długa, wyrywając trawę z ziemi krzyczała jak opętana.
- Harumi! Co Ci jest?! – Chociaż to co przed chwilą
powiedział chłopak niemało go zszokowało to widząc stan przyjaciółki na chwilę
o tym zapomniał. Przerażony takim obrotem spraw blondyn nie wiedział co ma
zrobić. Czy podbiec i zająć się nią czy najpierw sprzątnąć tego kolesia. Po chwili
dziewczyna uspokoiła się i znów próbując się podnieść popatrzyła na przyjaciela
błagalnym wzrokiem.
- Naruto…Tu jest jak w moim śnie, identycznie! Musimy
jakoś uciec…Inaczej Ty…
-Harumi… - Przerwał jej. – Pamiętasz, co Ci mówiłem?
Nie ma mowy, żebym dał się zabić nim zostanę Hokage. Uwierz we mnie. – Na jego
słowa z jej oczu wypłynęły łzy, wiedziała, że z jego temperamentem nie da rady
zmusić go do odwrotu.
- Usiądź sobie spokojnie i patrz! Przyszedłem tutaj po
Ciebie i wszyscy razem wrócimy do wioski. Obiecuje. – Ciemnowłosa uśmiechnęła
się lekko słysząc jego stanowczy głos i nic nie mówiąc oparła się plecami o
drzewo robiąc tylko jedną rzecz, którą była teraz w stanie. Po prostu wierzyła.
- Widzę, że Krak zrobił to co do niego należało i
założył pieczęć.
- O czym ty mówisz? – Zapytał wkurzony Naruto. Palec Maka
powędrował na brzuch dziewczyny i kiedy ta spuściła wzrok i odsunęła lekko rękę
zobaczył ciąg czarnych znaków na zaczerwienionej skórze. Zacisnął zęby widząc
to – był bowiem uczulony na wszelkie rodzaje pieczęci.
- Dranie… Nie daruję wam tego. – Wysyczał. Zakończył
tą rozmowę doskakując do czarnowłosego i wymierzając cios z pięści. To
uderzenie jednak różniło się od tych wcześniejszych. Był bardziej
zdeterminowany, ale i o wiele silniejszy, szybszy. Tak jakby jej obecność i to,
że musi ją ochronić sprawiło, że przypływająca adrenalina uwolniła jego
prawdziwe umiejętności. Mimo bloku, który zastosował Mako musiał cofnąć się o
kilka kroków w tył, a na przedramieniu pojawił się spory, czerwony ślad.
Uzumaki uśmiechnął się zadziornie i tym razem sprzedał mu solidnego kopniaka,
po którym tamten odleciał na pobliski konar dębu. Zdziwiona poziomem jaki
reprezentuje jej przyjaciel Harumi, pomimo bólu jaki odczuwała wpatrywała się
zaskoczona w pojedynek. Wiedziała, że Naruto jest silny, ale ten styl walki…
Była pod wrażeniem. W pewnym momencie serce stanęło w miejscu, a jej czas
zatrzymał się, kiedy zobaczyła jak Mako podnosi się i doskakując do chłopaka z
kataną w ręku przebija jego bok na wylot. Ptaki zakrakały i spłoszyły się
słysząc jej krzyk rozpaczy. Ujrzała jego twarz wykrzywioną w bólu a łzy
spłynęły jej ciurkiem po policzkach. Próbowała się podnieść i podbiec do niego
lecz wyglądało to bardziej jakby tarzała się po ziemi, gdyż z każdą próbą
opadała bezwładne na podłoże. I ten szyderczy uśmiech Maka… Nie mogła w to
uwierzyć, winiła siebie w myślach za to, że nie rozegrała tego inaczej. Że w
porę nie zareagowała widząc podobieństwo między jawą a snem. Była roztrzęsiona
i zrozpaczona.
Mako wyciągnął ostrze z ciała blondyna i kopniakiem posłał
go kilka metrów dalej. W skutek zderzenia z drzewem chłopak wydając z siebie
cichy jęk stracił przytomność. Teraz czarnooki spojrzał z pogardą na dziewczynę
i podążał w jej stronę.
- Utnę Ci ręce i nogi, to już nie uciekniesz. –
Zaśmiał się psychodelicznie podchodząc coraz bliżej. Ogarnął ją strach i
niepewność. W dodatku nie dowierzała w to co przed chwilą stało się z jej
przyjacielem.
- Naruto! – Powtarzała cichym, zachrypniętym od płaczu
głosem. – Naruto… Obiecałeś… Obiecałeś… MÓWIŁEŚ, ŻE WSZYSCY RAZEM WRÓCIMY DO
WIOSKI!!!! – Wrzasnęła z całych sił, a w momencie kiedy wykrzyczała ostatnie słowo
zerwał się silny wiatr, czerwone światło
oślepiło zarówno ją jak i wroga. Z miejsca, gdzie przed chwilą leżał nastolatek
rozchodziła się niewyobrażalnie silna moc i rozbrzmiał przeraźliwy ryk
porównywalny do potwora. W mgnieniu oka przeciwnik został posłany kilkanaście
metrów przez las przez szkarłatną poświatę przypominającą szpony bestii. Nie
mogła poznać w tym momencie swojego przyjaciela, jego ciało całkowicie pokryła
demoniczna czakra, wyrosły cztery ogony, a z jego ust wydobywał się groźny
warkot. Przełknęła ślinę, słyszała o tym od Kakashiego, ale nie sądziła, że
kiedykolwiek będzie miała okazję to zobaczyć. Szczerze mówiąc, w ogóle tego nie
chciała, bo wiedziała ile cierpienia przysparza to jinchuuriki.
- Naruto…- Wyszeptała, a mała forma lisiego demona
odwróciła głowę w jej stronę. Nie wiedziała jak ma zareagować, potwór stał i
wpatrywał się w nią i chociaż wiedziała kto kryje się za tą poświatą nie mogła
wyczuć w tym stworze ani krzty
człowieczeństwa. W pewnym momencie nie odróżniając dziewczyny od wroga rzucił
się w jej stronę, a ona nie będąc w stanie ruszyć się z miejsca mogła tylko
wpatrywać się na wymalowaną złość zbliżającego się do niej stworzenia.
- Hokage Shiki Jijun Jutsu : Kakuan Nitten Suishu
– Ponownie dzisiejszego dnia usłyszała głos użytkownika stylu drewna, ale także
poczuła uścisk na swoim ciele. To Kakashi, który w porę wziął ją w ramiona i
odskoczył chroniąc przed atakiem miniaturki Kyuubiego. Wokół ogoniastej bestii wyrosło
kilka pali z wbitymi kolcami, a Yamato, który znalazł się tuż przy nim i
klepnął w plecy otwartą dłonią wysunął z jego czerwonego ciała zieloną
poświatę. Światło okalało bijuu i powoli stłumiło czakrę potwora ukazując
poczerwieniałą sylwetkę blondyna. Spojrzała prędko w miejsce, gdzie otrzymał
cios, lecz po ranie nie było ani śladu na co odetchnęła z ulgą. Zaraz jednak
kolejny ucisk w okolicy brzucha spowodował, że zawyła głośno. Swoim krzykiem
oprzytomniła nawet blondyna, który słysząc jej wrzask zerwał się na równe nogi
i podbiegł do niej. Nie wiedział co się właśnie stało, mógł się tylko domyślać,
jednak teraz nawet o tym nie myślał, najważniejsza w tym momencie była ona.
Zmierzył pieczęć na jej ciele po czym nawet nie interesując się wrogiem, z
którym miał wcześniej do czynienia oraz tym, że to nie on dowodzi wydał komendę
natychmiastowego powrotu do wioski. Widząc katusze, przez które przechodziła
Harumi dwójka ninja nawet nie miała zamiaru zwracać mu uwagi ani się z nim
sprzeczać i wspólnie ruszyli w stronę Konohy.
- Stójcie! – krzyknęła nagle. – Hideki jest w mieście!
Muszę po niego wrócić! – Krzyknęła , a oni spoglądając po sobie tylko pokiwali
głowami. Yamaho stworzył drewnego klona, który powędrował w przeciwną stronę ,
aby dotrzeć do miasta i zabrać pieska do wioski.
~*~
Tymczasem kilkanaście metrów dalej, z unoszącego się w
powietrzu dymu, wynurzył się ledwo trzymający na nogach, zakrwawiony Mako. Cały
drżał i był niezdolny do walki, lecz złowrogim spojrzeniem wpatrywał się w
miejsce gdzie przed chwilą toczył walkę z ninja Konohy.
- Uzumaki Naruto, Harumi… Pożałujecie tego. – Warknął groźne
pod nosem i chwiejnym krokiem ruszył w tylko jemu znaną drogę.
---~***~---
Aj, opornie mi coś to szło. Chociaż wena była to jakoś tak nie mogłam się zebrać do pisania i robiłam to po kawałku xD Jednak wyszło chyba dość sporo... Tak mi się wydaję :) Mam nadzieję, że was nie zawiodłam ^^ I tak wgl, to jak miałam wstawiać rozdział przypomniało mi się " A CO Z HIDEKIM? xD " więc jakoś tak wcisnęłam to żeby nie było :D Czekam na wasze opinie w komentarzach i muszę zrobić coś z tą czcionką, żeby na telefon też było widać :<
A rozdział dedykuję Yashy-chan, która swoim komentarzem taaaak bardzo mnie zmotywowała, że po prostu taki uśmiech na twarzy mi się pojawił i od razu pojawiły mi się pomysły na te walki. Mam nadzieje, że Ci się spodoba. Dziękuje Ci za to, że wspierasz mnie na tym blogu od początku tak samo jak wspierałaś na tamtym słoneczko :* Buziam :*
Kurcze uwielbiam twój blog. Jestem kiepska w pisaniu komentarzy więc dopiero teraz się odezwałam :P Rozdziałem nas nie zawiodłaś. Wyszedł ci zajebiście ;* Czekam na następny. Jak by ci się chciało to wpadłabyś na mój blog ?
OdpowiedzUsuńhttp://friends-forever-opowiadania.blogspot.com/
Pozdrawiam i weny życzę ♥
Notka jest po prostu świetna a także jej długość. Szkoda że Naruto nie zabił tego Mako. Mam nadzieję że Naruto i Harumi zbliżą się do siebie po tym co się wydarzyło. Pozdrawiam i czekam oczywiście na next
OdpowiedzUsuńPowiem Ci ze opisywac walki to Ty umiesz;d Bardzo dobrze wszystko napisane;)
OdpowiedzUsuńRozdział wg mnie super;)
Nadganiam z komentowaniem.. Ten rozdział.. No tak, praktycznie same opisy walk no i.. Dobrze! Bardzo łatwo wyobrazić sobie te sceny. Uważam,że walki są najtrudniejszym elementem do opisania i są nieporównywalne do np banalnych opisów przyrody czy zwykłych czynności.
OdpowiedzUsuńYhh, Mako, Mako.. Niech GINIE! nie lubię go :f świnia. I jeszcze ta pieczęć..
Mój Ukochany Yamato się popisał swoim drewnianym jutsu,jak zawsze zresztą. Ajj, uwielbiam go, to już się przeradza w obsesję:o
Także piszę częściami, rzadko kiedy zdarza mi się napisać cały rozdział za jednym razem - zazwyczaj nie chodzi tu o wenę a o brak czasu :x
A więc.. Oczekuję kolejnego rozdziału, pozdrawiam i dużo natchnienia literackiego ! :)
Nadrobiłam :D Trochę mnie nie było, a tutaj tyle rozdziałów napisałaś^^ Kurcze rozkręciłaś akcję! Normalnie nie mogłam przestać czytać! Byłam tak zaaprobowana, że wciągnęło mnie całkowicie^^ Akcja super, walki jeszcze lepsze, całość GENIALNA! Mako to dupek... Popieram poprzedniczki... Miałam złe przeczucia, ale w porę dotarła odsiecz z Konohy^^ emocje jeszcze nie opadły po tym rozdziale :D Także czekam na kolejny z niecierpliwością :*
OdpowiedzUsuńJa pierdziele, genialnie opisujesz walki! I to jak Naturo owiała ta czerwona czakra, nieźle się wkurzył :D I ten sen i %#%$#@ Mako i w ogóle.. ahh! Jestem zachwycona! I na prawdę zmotywowałam cię tym pokręconym komentarzem? :D Suuuper xD Cieszę się bardzo, a fakt że dedykowałaś mi tak rewelacyjny rozdział... aż mi serce drży ze wzruszenia :D I nie ma co się dziwić, piszesz świetnie, a ja zawsze chętnie poczytam twoje opowiadania i będę cię w tym wspierać jak tylko to możliwe :***
OdpowiedzUsuńI nadrobilam wszystko... :3
OdpowiedzUsuńMusze przyznac ze zaskoczylas mnie obrotem wydarzen - pozytywnie oczywiscie ;) Mako to zwykly cham i prostak. Juz widze ze bedzie mial jakis wiekszy wplyw na losy bohaterow :P
I szczerze? W trakcie czytania sama myslalam gdzie Hideki xDD
Ta pieczec to utrapienie... Oby to cholerstwo zeszlo ;___; Moze nasz kochany zboczeniec (czyt. Jiraiya ^^") da rade to zdjac? W koncu Sannin to Sannin - cos umiec musi ^^
Pozdrawiam i gratuluje tylu wejsc ;**