sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział 29 " Śmierć "

Gdzieś w górach Myoboku chłopak trenował wraz z Fukusaku. Po tak długim czasie spędzonym w tym miejscu mógł śmiało stwierdzić, że zaczął się już przyzwyczajać do jedzenia, ale zdecydowanie brakowało mu towarzystwa przyjaciół, a szczególnie jednej, drobnej, ale jakże zadziornej osoby. Gdyby mógł to rzucił by to wszystko i pognał do niej, przytulił, pocałował. Tęsknił jak cholera i nawet podczas treningu nie mógł się dostatecznie skupić widząc w myślach ciągle jej twarz tamtego wieczoru. Te  lekko zaróżowione policzki podczas ich pocałunku. Na samą myśl i na jego twarz wpełzł lekki rumieniec.
- Skup się, Naruto! – Zganił go zirytowany jego zachowaniem Fukusaku. Blondyn ukłonił się przepraszająco i znów rzucił się w wir zażartego treningu ze starcem.
                Tymczasem w Liściu toczyły się walki. Walki o obronę tego, który dawał im wszystkim już od jakiegoś czasu nadzieję, a także wioski, która w życiu każdego tutejszego shinobi stanowiła jeden z priorytetów. Hinata wraz z Sakurą i Ten Ten zajęły się ewakuacją  cywili. Różowowłosa była przerażona, ale jednocześnie zdeterminowana. Starała się jak najlepiej i najszybciej zabezpieczyć bezbronnych, aby samej wyruszyć później na pole bitwy i wspierać swoimi medycznymi technikami jak i siłą jaką udało jej się zdobyć do tego czasu.
                Nad centralną częścią wioski zebrały się ciemne chmury, pioruny zaczęły trzaskać w jeden punkt. Punktem tym okazała się uniesiona do góry katana dziewczyny, która płonęła żywym ogniem, przeplatający się z błyskawicami. Widok ten był naprawdę niesamowity i na pewno, jeżeli sytuacja nie byłaby tak dramatyczna to niejeden koneser technik zachwycałby się nim. W samej dziewczynie buzowała złość, rozgoryczenie, chęć walki, wygranej… krwi. Krwi przeciwnika. Kakashi przelotnie spoglądając w jej oczy nie widział już tej łagodnej kobiety, z którą często wymieniał poglądy na dany temat, trenował z nią i spędzał ostatnio bardzo dużo czasu. Nie. Teraz widział osobę, która walczy w czyimś imieniu i na pewno nie zawaha się zabić.
- Dwa żywioły w jednym momencie? – Zapytał zaintrygowany Pain. W pewnym momencie jego mięśnie lekko się skurczyły, jakby coś sobie właśnie uświadomił. – Rozumiem. To ty musisz być tą słynną, ostatnią dziedziczką tego silnego kek kei genkai, które pozwala na używanie wszystkich żywiołów.
Nie zaprzeczyła. Bo po co? To kim jest, nie jest ważne w tym momencie. Liczy się tylko JEGO bezpieczeństwo. Zaciągnęła się powietrzem, które pod wpływem jej chakry zrobiło się dość ciężkie. Ostatni raz, wzięła głębszy oddech przed rozpoczęciem walki na śmierć i życie. Spoglądnęła chłodnym wzrokiem na Kakashiego, dając mu do zrozumienia, że z pewnością będzie potrzebowała jego pomocy. Kiwnął twierdząco głową i już nie obdarzali siebie zbędnymi spojrzeniami. Przez ten czas, kiedy ze sobą trenowali ich współpraca znacznie się polepszyła. Można by powiedzieć, że na polu walki wręcz czytali sobie w myślach. Mocniejszy podmuch wiatru musnął jej policzki i rozwiał długie włosy na wszystkie strony, powodując, że tańczyły jak oszalałe. A kiedy przestał… Oderwała stopy od podłoża i rzuciła się z zabójczą bronią w ręku na przeciwnika.

Dla ciebie.

                Poruszała się z taką gracją i szybkością, że normalne oko nie mogło jej dostrzec. Nie była wcale wolniejsza niż Gai, czy Lee po otwarciu 4 bramy.
- Bensho Tenin – Nieznana siła znów odepchnęła ją od rywala jednak była na to przygotowana i jeszcze w czasie lotu obróciła się zwinnie i zamachnęła kataną. Z ostrza wyleciała struga ognia mieszającego się z prądem, przed którym rudowłosy musiał odskoczyć na znaczną odległość. Uśmiechnęła się, kiedy zauważyła, że atak zmusił go do obrony. Tuż za nim pojawił się szaro włosy, z naelektryzowanym kunaiem próbował pchnąć go  w tors jednak został odrzucony na znaczną odległość przez znaną im już technikę. W chwili, kiedy ciało Paina użyło jej na Kakashim, w plecy uderzyła go znów ta sama technika czarnowłosej. Rudowłosy skrzywił się czując jak żar przepala jego szatę Akatsuki, a ciało przeszywa miliony elektrycznych igiełek.
Dostał! Harumi ucieszyła się w myślach. To był właśnie patent. Atakować w dwójkę bez przerwy. Z zaskoczenia.  Musieli jak najszybciej poradzić sobie z tym ciałem i zająć się kolejnymi. Niestety jej atak, mimo, że był bardzo silny i pewnie przeciętnego shinobiego zwaliłby z nóg to na niego… Zadał mu może tylko trochę bólu. Była pod wrażeniem jego wytrzymałości i siły, która na pewno była ogromna. Nie okazywała jednak przeciwnikowi tego, co o nim myśli. Nie dawała mu tej satysfakcji. Niestety, ta technika była nowa. Pierwszy raz używa jej w walce, ponadto, nie potrafiła używać innych ataków jak ten przed momentem. Dwa razy to samo nie zadziała, przynajmniej nie na kogoś takiego jak on. Zbyt wysoki poziom, żeby dał się nią drasnąć drugi raz. Nie przestawała jednak atakować, nie miała już żadnych asów w rękawie, więc musiała sobie radzić z tym, co potrafi.
- Twoje ataki zaczynają robić się chaotyczne – Mruknął i złapał ją za nadgarstek w którym trzymała katane. Mógł czuć ciepło, które biło od broni na swoich policzkach. Jednym sprawnych ruchem sprawił, że wypuściła ostrze z ręki, które momentalnie straciło swoje nadzwyczajne właściwości i teraz znów przypominało nic nie znaczący w tak trudnej walce kawałek metalu z rękojeścią.
- Bensho Tenin – wypowiedział kolejny raz tego dnia i nawet nie odwracając się w stronę szarowłosego sprawił, że znów odleciał na pobliski budynek. Czarnowłosa wykorzystała tą okazję i zadała mu mocny kopniak w brzuch sprawiając, że poluźni uścisk i wyrwała się, odskakując na bezpieczną odległość.

Co robić?  

W jej oczach można było ujrzeć pierwszy błysk wątpliwości. Wątpliwości w ich zwycięstwo.  Nie ubiegło to uwadze przeciwnika, który uważnie lustrował ją teraz wzrokiem.
- Ile masz lat, dziewczynko? – Zapytał, lecz w jego głosie nie wyczuła żadnych uczuć. Nawet pogardy.
- Siedemnaście, a bo co? – W jej głosie można było usłyszeć nutkę goryczy. No bo kurde, jakim prawem, w trakcie walki zaczyna sobie pogawędki?! Lekceważy ich?!
- Rozumiem. – Przymknął lekko swoje powieki i wyciągnął ku niej rękę. Poczuła przyciąganie, lecz to nie ona była przedmiotem, który zbliżał się do użytkownika rinnengana. Ukłucie w sercu przerodziło się w gniew, kiedy ujrzała unoszącą się w powietrzu katanę. Jej katanę!
- Co ty…
- Masz duży potencjał, ale jesteś jeszcze zbyt młoda, żeby równać się z przeciwnikami mojego kalibru. Niestety nie mogę Cie pozostawić przy życiu, kiedyś będę mógł żałować tej decyzji.
Jej oczy wypełnił strach, jego słowa… Kompletnie ją sparaliżowały. Testował ją ? Dlatego dał się zranić?! Naprawdę, mimo treningu nie potrafiła uratować osoby, którą kochała?
- Ktoś inny powie mi, gdzie jest Uzuamki Naruto…
- Harumi! Uciekaj! – Do jej uszu dobiegł ledwo słyszalny głos Hatake, lecz ona nawet nie drgnęła. Czy się poddała?! ONA?!
- Cholera… - Przeklął jej towarzysz widząc w jakim stanie znajduje się dziewczyna.
- GIŃ. – Mruknął Pain, posyłając z zawrotną prędkością katanę w jej stronę. Widziała zbliżające się ostrze. Było coraz bliżej. Czekała na ból, który miał nastąpić wraz z wbiciem się ostrza w jej ciało. Poczuła krew, która roztrysnęła się na jej twarz. Ale nie bolało. Nie czuła nic, żadnego bólu, żadnego ostrza. Ale jak? Dopiero teraz ocknęła się z letargu i ujrzała milimetry przed sobą końcówkę ostrza, z którego ściekała szkarłatna ciecz. Zdawać by się mogło, że dopiero teraz powietrze dotarło do jej mózgu. Zaczęła przeraźliwie trząść się, a słowa, które za wszelką cenę chciała wypowiedzieć jakby ugrzęzły jej w gardle.
- Ka...ka…shi..- sen…sei – Wydukała widząc przed sobą ciężko oddychającego, śmiertelnie rannego przyjaciela. Przyjaciela, który obronił ją własnym ciałem. Poczuła jak pierwsze łzy zbierają się w kącikach jej oczu i ogarnia ją histeria.
- KAKASHI SENSEI!!! – Ryknęła głośno, nie powstrzymując już swoich emocji, w chwili, kiedy Hatake przyklęknął na jedno kolano. Czuła jak jej ciało drży, ale w końcu odzyskała zdolność ruchu. Od razu pojawiła się przy joninie i zaczęła uciskać miejsce, w którym miecz przeszył go na wylot. Widziała ile krwi stracił, widziała, że jego oczy powoli zachodzą mgłą, a przede wszystkim widziała, że ostrze trafiło prosto w punkt witalny i choćby niewiadomo co….
- Harumi…- Wycharczał spod maski i położył dłoń na jej mokrym od łez policzku.
- Nande?! (jap.dlaczego)
Zauważyła, jak materiał wygina się w charakterystyczny dla mężczyzny sposób, a on mruży oczy. Chociaż widać było sprawia mu to nie lada wysiłek to śmiało mogła stwierdzić, że uśmiech był szczery. Najszczerszy jaki u niego kiedykolwiek widziała.
- Mówiłem Ci przecież. Nie pozwolę zginąć nikomu z mojej drużyny. – Odpowiedział z ledwością. Jej źrenice rozszerzyły się do możliwych rozmiarów. – Musisz żyć. Wierze, że zdołasz go pokonać. Jesteś silna… - Mówiąc to kaszlnął niebezpiecznie. – Zostawiam Naruto w twoich rękach.
To były jego ostatnie słowa. Czuła jak jego zimna dłoń opada z jej policzka. Złapała ją  w locie i przytuliła z całych sił. To wszystko przez nią. Nie sprawdziła się, nie była w stanie obronić przyjaciół. Wręcz przeciwnie, to oni ginęli w jej obronie. Położyła delikatnie jego dłoń na tułowiu i otarła swoje łzy. Powoli podniosła się z pozycji klęczącej i wlepiając głowę w swoje stopy poczuła jak rozpiera ją gniew. Gniew, który rozrywał wszystkie jej organy wewnętrzne  na drobne kawałeczki. Chwyciła za rękojeść katany wciąż tkwiącej w ciele szarowłosego, który zasnął snem wiecznym i ostrożnie, delikatnie wysunęła ją z niego, jak gdyby bała się, że zada mu jeszcze więcej bólu.

Przepraszam.

Chciała się zemścić, chociaż trochę stłumić ból jaki odczuwała w sercu z chwilą straty. Wydała z siebie głośny okrzyk, a wokół niej, z ziemi zaczęły wytryskać kolejno: ogień, wiatr i błyskawice tworząc trzy koła, w których centrum stała ona. Jej włosy wirowały we wszystkie strony, a ona sama wyglądała naprawdę przerażająco.

 Zabić.

Nie wytrzymywała napięcia i nerwów. Wydobywała z siebie całe zasoby czakry. Zabije go, z całą pewnością. Swoje tęczówki dalej wlepiała w podłoże pod nią, a szalejące włosy nie pozwalały dojrzeć wyrazu jej twarzy. Już się nie bała. Już nie zależało jej na niczym, miała jeden cel – zabić.
- To przykre, że słynny kopiujący ninja skończył w taki sposób. – Słysząc jego pełen pogardy głos, krew jeszcze bardziej się  w niej zagotowała.
- Jak śmiesz… - Jej niższy i zachrypnięty zapewne od płaczu głos wzbudził jego ciekawość.
- Nienawidzisz mnie? – Zapytał ze stoickim spokojem widniejącym na jego twarzy. Nie wytrzymała. Rzuciła się na niego ze swoim ostrzem. Cała moc skoncentrowała się na mieczu.
- Tym razem trzy żywioły? – Zaciekawił się. – Tak jak myślałem masz potencjał. Widocznie silne emocje sprawiają, że samodoskonalisz się. Tym bardziej nie mogę zostawić Cie przy życiu. – Z łatwością sparował jej atak , po czym tym razem to on przeszedł do ataku. Zaczęła się zażarta walka niewidoczna dla ludzkiego oka. Jednak tym razem różnica w sile nie była już tak bardzo dostrzegalna. Z łatwością wyprowadzała szybkie ciosy mieczem, jakby było to dosłownie przedłużenie jej prawej dłoni. Nie odpuszczała. Nie daruje mu tego. Zabije.
Kompletnie nie myślała. Tak jakby silne emocje odebrały jej zdrowy rozsądek, zdolność do rozeznania się  w sytuacji. Bynajmniej  jąto nie interesowało. Teraz nawet Naruto schodził na dalszy plan. W jej umyśle istniała tylko ona, pain i chęć zemsty, która dominowała nad wszystkimi innymi uczuciami.

Nie daruje.

Ktoś, kto obserwowałby tą walkę z boku mógłby śmiało stwierdzić, że u rudowłosego pojawiały się pierwsze oznaki zmęczenia. Jego oddech stał się przyspieszony. Jego klatka piersiowa poruszała się w górę i w dół w znacznie przyspieszonym tempie. A Harumi? To, że swoją siłą zmusiła go do takiej defensywy był wyczynem godnym podziwu i na pewno należały się jej gratulacje. Ale ona sama nie wyglądała najlepiej. Ta walka wiele ją kosztowała, uwolnienie trzech żywiołów na raz, uformowanie ich wokół ostrza i poruszanie się na takich obrotach zżerało mnóstwo chakry i energii, nie mówiąc już o obrażeniach, których doznała w tym pojedynku. Nie miała już sił, ale nie mogła odpuścić musiała się zemścić. Na nogach trzymała ją już ewidentnie siła woli, nic innego. Nie tracąc czasu znów rzuciła się na przeciwnika oczekując, że zaraz ją odepchnie swoją zdolnością. Tak się jednak nie stało. Nie zdążyła w pore zrobić bloku i poczuła ciężką pięść lądującą na jej twarzy. Splunęła krwią i wypuściła z rąk ostrze, które po raz drugi dzisiaj wylądowało z cichym brzdękiem metalu na ziemi.
Chciała odskoczyć w tył, ale mężczyzna przeczuwając to wybił się w jej kierunku.
- Za wolno – Rzekł, wbijając się w nią. Całe jej ciało przeszył niewyobrażalny ból. Ból fizyczny, taki, jakiego nigdy w życiu jeszcze nie czuła. Nie mogła się poruszać. Czuła jak robi jej się słabo, a paraliż rozchodzi się poczynając od koniuszków palców u stóp i zmierzając coraz szybciej w górę. Przeciwnik wlepiając w nią beznamiętny wzrok wreszcie oddalił się od niej i dopiero teraz można było dostrzec wbijającego się kunaia prosto w jej… serce. Kaszlnęła krwią i opadła bezwładnym ciałem na ziemie.
- Pokój wymaga ofiar. – Do jej podświadomości doszedł cichy dźwięk głosu jej rywala, który powoli zaczął się od niej oddalać. Przegrała.

Ciemność.

Jej oczy już dawno nie dostrzegały światła dziennego, nie słyszały odgłosów walki, które panowały na terenie całej wioski. Widziała ciemność. Ciemność, której się nie bała, bo będąc w niej nie czuła już żadnego bólu, żadnych oznak zmęczenia, a wręcz przeciwnie. Czuła spokój.  W oddali zauważyła szarą czuprynę, która czekała na nią z lekkim uśmiechem na twarzy i powitalnym gestem ręki. Uśmiechnęła się. Zdawała sobie sprawę, że powoli jej podświadomość zanika. Jeszcze przez moment przywołała w swoich myślach obraz ukochanej osoby, której niestety już nie zobaczy.

Smutek.

Było jej smutno, pomimo spokoju jaki czuła, przywołując obraz blondyna zrobiło jej się po prostu przykro. To nie tak wszystko miało wyglądać, nie tak to planowała. Ale przez swoje krótkie, ale intensywne życie zdała sobie sprawę, że nie wszystko zawsze układa się po naszej myśli. Czy gdyby miała zacząć na nowo, zmieniłaby coś? Pewnie nie. Na pewno zostałaby shinobi… I na pewno zakochałaby się w tym samym chłopaku.

Pustka.

Cichy szept rozniósł się po nicości i rozpłynął się równie szybko.
- Żegnaj, Naruto… I dziękuje za wszystko.


Blond włosy chłopak właśnie walczył z Gamabuntą i Gamakichim pod okiem starca Fukusaku, kiedy nagle przeszedł go nieprawdopodobny dreszcz. W jego głowie rozbrzmiał cichy, ledwo zrozumiały głos, który bardzo dobrze znał. Który był jak miód na jego serce, i który tak bardzo kochał. Dziękuje Ci za wszystko. Słysząc w głowie te słowa rozglądnął się czy aby nigdzie jej tutaj nie ma.  Przeczucie, że musi wracać, i że w wiosce stało się coś złego nie pozwalało mu na siedzenie na miejscu ani minuty dłużej. Musiał ją zobaczyć, miał złe przeczucia. Jego zmiana zachowania nie umknęła żabiemu starcowi, który widząc jego wyraz twarzy sam się zaniepokoił.
- Co jest? – Zapytał szybko i wpatrywał się w młodzieńca.
- Musimy wrócić do wioski. – Rzekł podenerwowany.
- Ale dlacze…
- FUKUSAKU!! – Usłyszeli rozhisteryzowany głos żony żabiego mędrca i momentalnie odwrócili się w jej strone.
- Co się stało?! – Wyrwał się pierwszy Naruto widząc w jakim stanie jest ropucha.
- Chodzi o Konohe! Została zaatakowana przez Akatsuki! – Powiedziała jednym tchem na co źrenice Uzumakiego powiększyły się dwukrotnie.

- Wyruszamy natychmiast! – Odparł hardo i nie spotykając się  z sprzeciwem wyruszyli na ratunek swoim przyjaciołom. 

***

Ohayo! Jak się macie? 
U mnie zbyt dużych zmian nie ma, a przynajmniej w moim stanie zdrowia. Jednak dzisiaj tchnęła mnie wena i od razu przysiadłam do komputera brata i zaczęłam skrobać. No cóż, wyszło tak, że napisałam cały rozdział za jednym zamachem. Wydaje mi się, że wyszedł całkiem dobrze na tle ostatnich, które były pisane tak szczerze bez takich chęci jak ten tutaj. I myśle, że zaskoczyłam niektórych z was. Dwie śmierci w jednym rozdziale to chyba dość dużo :D Mam nadzieje, że ja nie polegnę za waszą sprawą jako trzecia w związku z uśmierceniem głównej bohaterki i naszego kochanego Kakasia :C Ciężko mi było o tym pisać, no ale cóż XD Wczoraj bodajże oglądałam nasz 13 posterunek prześwietny i któryś z tych genialnych aktorów powiedział jedną, bardzo mądrą i prawdziwą rzecz. Albowiem zdanie brzmiało... " Nic tak nie ożywia opowiadania jak trup " czy coś  w tym stylu :D I to zdanie wlokło się za mną niczym smród po gaciach :D I wyszło jak wyszło XD Przepraszam was i postaram się napisać jak najszybciej kolejną część, licząc, że wena, która mnie dopadła się utrzyma to myślę, że już jutro zacznę coś skrobać! 
A no i chciałam podziekować za ponad 30 000 wejść !! Wow, cieszy mnie to, że nadal ktoś tutaj zagląda :) No i dziękuje za komentarze, których było znacznie mniej niż zazwyczaj, ale mimo wszystko każdy cieszy :) Miłych wakacji kochani, mam nadzieje, że notka wam się spodoba ; * 
P.S przepraszam za wszelkie błędy, ale jak zawsze nie mam juz siły na robienie korekty :P Tak wiem, to bardzo nieprofesjonalne... Chociaż i tak jestem amatorką, więc chyba mi wybaczycie :DBuziam ;**